- Musimy zrobić wszystko, żeby wyjaśnić przyczynę tej katastrofy. Nasze życie politycznie będzie spokojniejsze. (...) "Oby jak najszybciej dało się tę katastrofę rozwikłać - mówiła w "Faktach po Faktach" Joanna Kluzik Rostkowska z PiS. Małgorzata Kidawa-Błońska z PO przekonywała zaś, że w przypadku wielkich katastrof, śledztwo nigdy nie trwa szybko.
Kluzik-Rostkowska wspominała, że gdy 10 kwietnia dowiedziała się o katastrofie prezydenckiego samolotu, zaczęła dzwonić do swoich znajomych, by sprawdzić czy byli na pokładzie samolotu.
- Dużo osób wybierało się na te obchody, nie wiedziałam, kto jechał, kto leciał. Telefon Oli Natali milczał, telefon Grażyny milczał, telefon Olka Szczygło milczał. Dzwoniłam również do Izy Tomaszewskiej - najbliższej współpracownicy pani Marii Kaczyńskiej. Tam się włączyła poczta głosowa i miałam moment ulgi. Pomysłałam "może jest w domu, może jeszcze nie wie, co się wydarzło, może śpi. Niestety później się okazało, że też była na pokładzie tego samolotu. To był straszny dzień i ja ciągle noszę to w pamięci. Nie wiem jak długo, ale dzisiaj z pewnym zadziwieniem odkryłam, że to już pół roku - opowiadała. - Na ulicy mijam Olę Natali-Świat, Grażynę Gęsicką, Izę Jarugę, Olka Szczygło. To jest tak żywe, jakby wydarzyło się wczoraj - przyznała
Z kolei Kidawa-Błońska o tragedii dowiedziała się smsem. - Wydawało mi się to tak nierealne, że z tym samolotem mogło coś się wydarzyć - opowiadała, dodając, że w pewnym momencie miała nadzieję, że wszystko okaże się nieprawdą. - Jeszcze w piątek rozmawiałam z Grzesiem Dolniakiem. (...) Wieczorem jeszcze spotkałam Jarugę-Nowacką. Bardzo długo nie mogłam uwierzyć - wspominała dalej.
Kampania nie pozwoliła na żałobę, ale pomogła
Kluzik-Rostkowska, jak i Kidawa-Błońska zgodnie przyznały, że tuż po katastrofie nie miały czasu na prawdziwą, długą żałobę. - Obie miałyśmy ten problem, że tuż po katastrofie weszłyśmy w kampanię. U mnie ta żałoba była odłożona. Wróciła z całą siłą po kampanii - powiedziała polityk PiS.
Posłanki przyznały jednak, że dzięki ciężkiej pracy i braku czasu w czasie kampanii, nie musiały myśleć o tragicznym wydarzeniu. - Praca w takim momencie jest najlepszym lekarstwem - zaznaczyła posłanka PO.
Kluzik-Rostkowska dodała, że gdy po kampanii wróciła do parlamentu, odczuła ogromną stratę. - Poczułam, że nagle wokół mnie zrobiła się pustka. Kilkadziesiąt osób, z którymi ciągle się kontaktowałam, z mojego życia zniknęły.
"To wielki znak zapytania, co się wydarzyło"
Posłanka PiS stwierdziła, że rodzinom ofiar pomogłoby poznanie przyczyn katastrofy. Jak tłumaczyła, jest to obecnie jedno z najważniejszych pytań.
- To wielki znak zapytania, co się wydarzyło. Musimy zrobić wszystko, żeby wyjaśnić przyczynę tej katastrofy. Nasze życie polityczne będzie spokojniejsze i skupimy się na obecnych sprawach, dopiero kiedy te przyczyny zostaną wyjaśnione. (...) Już dzisiaj wiadomo, że błędem było oddanie śledztwa stronie rosyjskiej. "Oby jak najszybciej dało się tę katastrofę rozwikłać - podkreśliła.
Kidawa-Błońska mówiła natomiast, że nawet jeśli przyczyny tragedii zostaną wyjaśnione, rodziny ofiar będą cierpiały tak samo. Przekonywała również, że śledztwo nie jest prowadzone tylko przez Rosję, ale i Polskę. - Polska prokuratura pracuje równolegle - podkreśliła.
Posłanka PO tłumaczyła, że w przypadku wielkich katastrof, śledztwo nigdy nie trwa szybko i jako przykład podała zamach na World Trade Center. - Niektórzy nadal nie wierzą, że mogli to być terroryści, którzy zrobili zamach, albo że (w Smoleńsku - red.) mogła być mgła i fatalne warunki pogodowe - dodała.
Na koniec podkreśliła, że porozumienie, do jakiej doszło pomiędzy ludźmi tuż po katastrofie, zniknęła, a w jej miejsce wróciły podziały. - To co ostatnio się dzieje, to co mówią niektórzy politycy powoduje, że coraz trudniej będzie ze sobą rozmawiać. Ten rów robi się coraz trudniejszy do pokonania. Jeżeli mówi się o niepodawaniu rąk, robi się cienko i niebezpiecznie.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24