Po materiale reportera TTV policja wkroczyła w czwartek na teren gospodarstwa pod Siedlcami, którego właściciel zatrudniał ludzi na czarno i płacił kilkadziesiąt złotych za tydzień pracy w fatalnych warunkach. Służby zatrzymały jednak jedynie pracownika, ściganego za niepłacenie grzywny. Właściciel pozostaje bezkarny, bo Państwowa Inspekcja Pracy czeka na decyzję sądu.
Do gospodarstwa w podsiedleckich Białkach, nazywanego przez pracowników i mieszkańców okolicy obozem niewolniczej pracy, wkroczyła w czwartek policja. Zatrzymała jedynie pracownika, który był ścigany za to, że nie opłacił grzywny.
- Są to przepisy kodeksu cywilnego i przepisy kodeksu pracy, nie dochodzi tutaj natomiast do oszustwa. Policja po prostu się takimi sprawami nie zajmuje - tłumaczy brak interwencji w sprawie właściciela gospodarstwa nadkom. Jerzy Długosz z siedleckiej policji.
W materiale reporter telewizji TTV ukazał praktyki właściciela gospodarstwa, który zatrudniał ludzi z całej Polski za kilkadziesiąt złotych tygodniowo. Pracownicy mieszkali bez ogrzewania i wody, w fatalnych warunkach. Twierdzą, że zabierano im dowody osobiste.
Zatrudnianie ludzi na czarno potwierdziła Państwowa Inspekcja Pracy, która do tej pory nie ukarała jednak właściciela nawet mandatem, ponieważ czeka na decyzję sądu. - Sprawa jest skierowana do sądu i sąd rozstrzygnie tutaj zawinienie tej osoby - mówi w rozmowie z "Faktami" Robert Kowieski z Państwowej Inspekcji Pracy w Siedlcach.
Do tej pory na policję zgłosiło się w sprawie niewolniczej pracy już kilkanaście osób. Na komendzie policji pojawił się m.in pan Mirosław, były pracownik, żeby zgłosić nielegalne praktyki właściciela gospodarstwa. - Policjant mi powiedział, że to będzie walka z wiatrakami raczej - przytacza rozmowę.
A co na to prokuratura? - Prokuratura nie posiadała informacji o tym zdarzeniu, żaden z pokrzywdzonych nie złożył doniesienia o przestępstwie - wyjaśnia Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach.
Właścicielowi może co najwyżej grozić grzywna.
Autor: aj/k / Źródło: Fakty TVN