Wystarczy wizowy pośrednik spod konsulatu i 150 dolarów, żeby zamiast czekać miesiącami, za kilka dni mieć w ręku polską wizę. O korupcji wokół polskiego konsulatu we Lwowie napisała "Gazeta Wyborcza". Polski MSZ o pośrednikach wie. Twierdzi, że sprawę sprawdza, ale nie przyznaje się do jakichkolwiek uchybień.
Wiosną i latem tysiące Ukraińców jadą do Polski na zarobek przy zbieraniu owoców, sprzątaniu, na budowach. Polska stara się ułatwić im życie, od niedawna zezwalając na legalną pracę przez pół roku.
Ale najpierw trzeba zdobyć wizę, a we Lwowie graniczy to z cudem. Na złożenie wniosku przez internet nie ma szans. Rejestrację zamknięto przed wakacjami do końca września, bo konsulat się zatkał. Na rozpatrzenie czeka 35 tys. wniosków. Konsulat wydaje dziennie najwyżej 1,8 tys. wiz. To i tak trzy razy więcej, niż planowano, gdy cztery lata temu Polska przed wejściem do UE wprowadziła dla Ukraińców wizy - czytamy w gazecie.
Dziennikarka lwowskiej gazety "Wysoki Zamek" na prośbę dziennikarzy "Gazety Wyborczej" dokonała zakupu polskiej wizy. Pośredników można znaleźć przed polskim konsulatem. Za odpowiednią opłatą są w stanie zdobyć wizę bez kolejki, zaledwie w kilka dni. Cena wynosi około 150 dolarów - czytamy w "Wyborczej".
- To była wiza z pakietu dla dużej firmy - mówi w TVN24 rzecznik polskiego MSZ Robert Szaniawski. Przyznaje, że firmy organizujące prace sezonowe czy biura podróży obsługiwane są poza kolejnością.
Z tej "życzliwości" konsulatu korzystają pomysłowi pośrednicy, oferując czekającym miesiące Ukraińcom wizę na skróty. Polscy dyplomaci mówią anonimowo, że wizy poza kolejką podkładają konsulom najczęściej ukraińscy pracownicy konsulatu.
Rzecznik nie krył, że o procederze słyszał, ale jego zdaniem to problem ukraińskich władz. - Mam nadzieję, że ten szum medialny sprawi, że władze ukraińskie zainteresują się tymi, którzy krążą pod konsulatem - twierdzi Szaniawski.
Paweł Kowal, wiceminister spraw zagranicznych, zapewnia że resort sprawę już sprawdza. - Żaden z pracowników, żaden z konsuli, co sugeruje artykuł z "Gazety Wyborczej", nie popełnił żadnego błędu ani przestępstwa w tym konkretnym przypadku - tłumaczy.
Szaniawski twierdzi, że konsulat pracuje za wolno, bo ma za mało pracowników. Nie chodzi jednak wcale o to, że urząd oszczędza na personelu, a po prostu... nie ma gdzie go posadzić. Polskie MSZ kilkakrotnie prosiło już ukraińskie władze państwowe i lokalne o kupno lub chociaż wynajem odpowiednio dużego budynku. - Nie było żadnej sensownej propozycji - twierdzi rzecznik ministerstwa Robert Szaniawski. Przyznaje, że jeden budynek był atrakcyjny, ale Ukraińcy wyznaczyli za niego zaporową cenę. - Nie mogliśmy się zgodzić, bo istnieje coś takiego jak Najwyższa Izba Kontroli - tłumaczy.
Źródło: Gazeta Wyborcza, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Kowal, wiceminister spraw zagranicznych