Jarosław Kaczyński najwybitniejszym polskim politykiem, a PiS najlepsze w wyborach parlamentarnych za dwa lata - taki obraz przyszłości rysuje Marek Migalski, jeszcze niedawno politolog, dziś także europoseł PiS. Czy nic nie mąci tego spokoju i pewności Migalskiego? Nie, ba jak sam tłumaczył w TVN24, podczas porodu kleszczowego "ściśnięto mu chyba ośrodek odpowiedzialny za strach".
Wątek porodu kleszczowego pojawiał się w rozmowie Konrada Piaseckiego z Markiem Migalskim dwukrotnie. Najpierw europoseł wytłumaczył nim fakt, dlaczego nie odczuwa strachu przed prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Był to komentarz do słów Ludwika Dorna, który przekonywał w piątek, że w partii "panuje stan zalęknienia i wzajemnej nieufności", który to wpływa na silną pozycję Jarosława Kaczyńskiego.
"Ludzie polityki to też ludzie"
Migalski, choć Dorna ceni, to jednak z tezą kompletnie się nie zgadza. - Ja w ogóle strachu nie odczuwam - zapewniał z przekąsem w programie "Piaskiem po oczach". Europoseł PiS wielką estymę czuje natomiast do byłego premiera. Jarosława Kaczyńskiego uważa nawet za "najwybitniejszego żyjącego polskiego polityka". - Ci najbardziej się liczący to w moim przekonaniu (kolejność przypadkowa) Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Ja z tej czwórki wybieram Kaczyńskiego - deklarował.
Oceny Migalskiego nie zachwiał fakt wyjątkowo emocjonalnych w ostatnim czasie wypowiedzi prezesa, który radził Zbigniewowi Ziobrze, by ten uczył się języków obcych ("bo inne rzeczy nie zawsze dobrze mu wychodzą") i przyznawał szczerze, że wstydziłby się pracować w Radiu Zet. - Moje wejście do polityki uzmysłowiło mi, że ludzie polityki to też ludzie. Mają emocje i mają do nich prawo, Jarosław Kaczyński też - bronił byłego premiera.
Podejrzliwość? Też wycięta
Emocje prezesa Prawa i Sprawiedliwości nie spowodują też zdaniem Migalskiego rozłamu w partii, do którego według części polityków innych partii dał sygnał Zbigniew Ziobro apelem (prostowanym później wielokrotnie) do spin doctorów PiS-u o "autorefleksję" powyborczą. - On zrobił świetny wynik. Ma prawo do dumy? Ma. Ale nie ma mowy o żadnej zdradzie. Chyba podczas porodu kleszczowego wycięli mi też podejrzliwość - wracał znów do wydarzeń sprzed 40 lat.
Politolog krótko skomentował też spotkanie Ziobro-Dorn, do którego doszło w jednej z warszawskich japońskich restauracji. - Ludzie lubią powspominać stare czasy. Zresztą jedzenie japońskich potraw jest chyba tak skomplikowane, że ciężko przy tym rozmawiać - zastanawiał się.
Wybory 2011 dla PiS?
Tego, że wejście do polityki było świetnym pomysłem, Migalski jest pewny, bo nawet jeśli "okaże się słabym politykiem, to wróci do nauki i będzie lepszym politologiem". W ocenie świeżo upieczonego europosła, trafił do PiS „w najciekawszym dla tej partii momencie”, a to dlatego, że dziś Prawo i Sprawiedliwość jeszcze nie rządzi, więc trudno byłoby posądzać Migalskiego "o koniunkturalizm".
Słowo "jeszcze" jest tu kluczowe, bo według Migalskiego tendencja (czyli zwiększanie się przewagi PO nad PiS w kolejnych wyborach) się zmieni. Kiedy? Już podczas wyborów parlamentarnych w 2011 roku, które – w ocenie politologa Migalskiego – partia Jarosława Kaczyńskiego wygra. - Jesteśmy nadal traktowani jako jedyna alternatywa dla tego rządu. Nie musimy wytykać mu błędów bo on się potyka o własne nogi – diagnozował Migalski.
O wbijaniu sitka w gardło
Dlaczego wyborcy tego nie widzą? - Dobra, polecę teraz Jarosławem Kaczyńskim: a media? Te elektroniczne sprzyjają Platformie Obywatelskiej. Kiedy politykowi PO przystawia się do ust sitko (mikrofonu) to może on mówić, co chce. Gościowi z PiS-u to samo sitko wbija się w gardło – tłumaczył obrazowo.
Stąd właśnie mają się brać ataki Jarosława Kaczyńskiego na media, tym bardziej, że wielokrotnie "wbijania sitka" ponoć doświadczył. – Przez te 20 lat był tak poobijany przez media, że ma prawo reagować mocno na kolejne faule, które nam się funduje. Mnie żaden dziennikarz nie skrzywdził tak, jak jego – podsumował.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24