Nominacja Krzysztofa Bondaryka na szefa ABW może źle się skończyć dla premiera Donalda Tuska. To decyzja, która w oczywisty sposób naraża bezpieczeństwo Polski - stwierdził w środę w Radiu Maryja poseł PiS Antoni Macierewicz.
PiS nie przestaje wypominać PO powołania Krzysztofa Bondaryka na szefa ABW. Macierewicz - po szeregu konferencji prasowych – postanowił zabrać głos w tej sprawie w Radiu Maryja.
- Nie wiem, jakie powody kierowały panem premierem Tuskiem, żeby dokonać takiego wyboru, i w jakiej sytuacji się znalazł jako premier, może jako polityk, że uznał, iż musi podjąć taką decyzję - powiedział Macierewicz.
Stwierdził, że w sytuacji gdy premier nie wyznaczył koordynatora do spraw służb specjalnych, "konstytucyjna i bezpośrednia odpowiedzialność za służby spada na niego". – To on ponosi konstytucyjną i prawną odpowiedzialność za tę nominację. To się po prostu dla premiera – także w wymiarze prawnym - może się źle skończyć, bo to jest akt, który w sposób oczywisty naraża bezpieczeństwo państwa polskiego – ocenił Macierewicz.
„Nie igrać bezpieczeństwem kraju”
Poseł PiS "szaleństwem" nazwał zajmowanie funkcji szefa ABW przez Bondaryka, którego brat - według informacji prasowych - zamieszany jest w działalność przestępczą. Przyznał jednocześnie, że Bondaryk nie odpowiada prawnie i moralnie za czyny brata.
- Mamy do czynienia nie z jego prywatnymi interesami, tylko z bezpieczeństwem państwa polskiego. Nie można stawiać na stanowisku wymagającym absolutnej odporności na wszelkie naciski człowieka, który siłą rzeczy znalazł się w sytuacji uniemożliwiającej mu pełnienie tej służby - podkreślił Macierewicz.
W poniedziałek "Rzeczpospolita" napisała, że brat Krzysztofa Bonaryka, współwłaściciel spółki Sandra, jest zamieszany w sprawę przemytu w połowie 90. lat 700 kilogramów złota z Belgii na Białoruś i do Obwodu Kaliningradzkiego. Według informatorów gazety, nie byłoby to możliwe bez wsparcia służb specjalnych, a - jak przypomina autor tekstu - Krzysztof Bondaryk stał wtedy na czele delegatury UOP w Białymstoku. Szef ABW za ten artykuł pozwał "Rzeczpospolitą" do sądu.
Macierewicz jeszcze walczy o komisję
Antoni Macierewicz (PiS) uważa, że nie jest jeszcze przesądzone to, czy będzie, czy też nie będzie zasiadał w komisji śledczej ds. nacisków na służby specjalne.
- Pod tym względem losy decyzji sejmowych są dosyć zmienne. Myślę, że może tutaj dojść jeszcze do daleko idących zaskoczeń i zmian sytuacji - powiedział Macierewicz w Radiu Maryja. Podkreślił, że podawane powody odrzucenia jego kandydatury do komisji przez Prezydium Sejmu są "śmieszne".
We wtorek Prezydium Sejmu odrzuciło kandydaturę Macierewicza do komisji śledczej. Zastrzeżenia do tego kandydata zgłosiła PO, argumentując, że obecny poseł PiS jako były szef kontrwywiadu wojskowego byłby "sędzią we własnej sprawie" pracując w komisji, która ma zbadać kwestie nacisków na służby. W trakcie głosowania w Prezydium Sejmu wicemarszałkowie z PO, LiD i PSL byli przeciwko Macierewiczowi; za głosował wicemarszałek z PiS; marszałek Sejmu Bronisław Komorowski (PO) wstrzymał się od głosu.
"Atmosfera wykluczenia i nienawiści"
Macierewicz argumentował w środę w Radiu Maryja, że przedmiot prac komisji śledczej "w żaden sposób nie łączy się" z zakresem jego działań w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Macierewicz zanim został szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego był m.in. likwidatorem Wojskowych Służb Informacyjnych.
Zwrócił uwagę, że komisja śledcza będzie zajmowała się działalnością CBA, ABW, prokuratorów i policji. - Nie uczestniczyłem - tu nie ma cienia wątpliwości - w żadnej naradzie czy dyskusji, która byłaby związana z rozstrzyganiem bądź rozważaniem spraw związanych z tymi służbami - mówił Macierewicz.
Uważa on, że sprzeciw wobec jego kandydatury "to akcje środowisk związanych z dawnymi komunistycznymi służbami specjalnymi, które deklarują ochronę dobrego imienia służb komunistycznych lub zemstę za jego działania przeciwko tym służbom".
- Trzeba postawić pytanie, czy ja w ogóle mogę być na tej ziemi, czy ja mogę żyć w Polsce, czy mam prawo być członkiem parlamentu, czy nie trzeba tych ponad 40 tysięcy osób z regionu piotrkowskiego, które głosowały na mnie, zawiesić w prawach obywatelskich" - mówił.
Zaznaczył, że ze strony mediów, środowisk liberalnych i komunistycznych dotyka go "atmosfera wykluczenia i nienawiści".
- Wygląda na to, że PO najchętniej zlikwidowałaby nie tylko PiS, ale także blisko 5,5 mln osób, które głosowały na PiS, czyli całą formację niepodległościową, narodową czy katolicką. Najlepiej byłoby, gdyby to wszystko wyciąć i zostałby pan Komorowski z Niesiołowskim i Tuskiem" - ironizował Macierewicz.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24