- Żyjemy w popieprzonym świecie. Ludzie mają naprawdę źle w głowach i prowokują sytuacje - mówi Liroy komentując incydent z udziałem Pei na koncercie w Zielonej Górze. Przyznaje, że podobne sytuacje zdarzają się na innych imprezach i jest to wina Polaków.
- Od rana przysłuchuję się cyrkowi medialnemu związanemu z tą sytuacją. To dziwne – mówi Liroy. Według niego, dyskusja o występie Pei jest "nagonką na rapera".
Wina Polaków...
Liroy twierdzi, że bójka pod sceną została sprowokowana przez chłopaka, który miał pokazać muzykowi środkowy palec. - To zdarza się niemal na każdym koncercie, nie tylko hip-hopowym. Żyjemy w popieprzonym świecie, ludzie mają źle w głowach - mówi muzyk. Jak podkreśla, w tym konkretnym przypadku zabrakło właściwej reakcji ochrony. - Problem polega na tym, że organizatorzy i ochrona nie są przygotowani do takich koncertów. W momencie kiedy pojawia się agresywny gość, ochrona stoi i nic nie robi. To woła o pomstę do nieba - komentuje Liroy.
...i ochrony
Dodaje, że Peja mówiąc ze sceny "wiecie, co macie z nim zrobić" zwracał się... do ochrony.
Muzyk nie chciał odpowiedzieć na pytanie, jak postąpiłby w podobnej sytuacji, ale zaznaczył: - Nie jestem za linczem. Hip-hop jest przeciwko przemocy od wielu, wielu lat - zakończył.
Incydent na koncercie
Do incydentu doszło w ostatnią sobotę w Zielonej Górze. Peja agresywnie zareagował na jednego z uczestników koncertu, który podczas jego występu miał pokazywać mu środkowy palec. Oburzony muzyk krzyczał do tłumu, by "pobił frajera". Sprawa pobicia nastolatka trafiła do zielonogórskiej policji. Sam Peja pozostaje nieuchwytny.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24