Metoda była zawsze taka sama - gdy domownicy spali, złodzieje wiercili otwór, przez który otwierali drzwi, wchodzili do domu i zabierali kluczyki od samochodów. W ten sposób przez osiem lat "działalności" grupa ukradła w całej Polsce auta warte w sumie 11 milionów złotych. W końcu mazowieckiej policji udało się rozbić szajkę.
Luksusowi złodzieje
Grupę "interesowały" głównie luksusowe BMW, volvo, mercedesy i toyoty. Kiedy wypatrzyli łup i wykradli z domu kluczyki, demontowali w aucie tzw."anty-napady" i wypychali je na ulicę. Tam odpalali silnik i "pilotowani" przez inny samochód odjeżdżali do swojej "dziupli". Czasami skradzione pojazdy zostawiali nawet na osiedlowych parkingach.
Potem auta sprzedawano do auto szrotów - głównie w Warszawie, na Pomorzu i w Wielkopolsce. Tam rozkręcane były na części, a te sprzedawano. Niektóre pojazdy skupował obywatel Włoch. Przerabiał w nich numery identyfikacyjne, podrabiał włoskie dokumenty i sprzedawał na terenie całej Europy. Część samochodów udało się odzyskać.
Profesjonalna robota
Z namierzeniem grupy nie było łatwo, bo działała wyjątkowo "profesjonalnie". Podczas kradzieży złodzieje kontaktowali się ze sobą przez krótkofalówki. Bardzo rzadko używali telefonów komórkowych.
50 osobom z rozbitej szajki postawiono już zarzuty. Przeciwko 34 osobom skierowano do sądu akt oskarżenia o popełnienie 177 przestępstw na terenie całego kraju. Złodzieje odpowiedzą m.in. za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieże z włamaniem, podrabianie i posługiwanie się sfałszowanymi dokumentami i paserstwo. Wobec 31 podejrzanych sąd zastosował areszt tymczasowy.
Policja nie wyklucza dalszych zatrzymań. Jak podkreśla, sprawa ma charakter "wielowątkowy i rozwojowy".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: policja