W niedzielę po południu w Warszawie wylądował samolot, którym przyleciały z Delhi dwie osoby wymagające pilnej hospitalizacji z powodu COVID-19. To dyplomaci, polski i czeski. Przyleciała też zakażona koronawirusem żona Polaka. - Było zagrożenie dla życia polskiego dyplomaty, w związku z tym zdecydowaliśmy się na transport do Polski - mówił o kulisach akcji szef kancelarii premiera Michał Dworczyk.
"O 14.30 w Warszawie ląduje samolot, na pokładzie którego ewakuujemy z Delhi kolejne 2 osoby wymagające pilnej hospitalizacji" - zapowiadał w południe na Twitterze szef kancelarii premiera, pełnomocnik rządu ds. szczepień przeciw COVID-19 Michał Dworczyk. Po godzinie 14.30 samolot wylądował.
"W ramach sojuszniczego wsparcia wśród ewakuowanych znalazł się także dyplomata czeski" - tłumaczył przed przylotem maszyny Dworczyk. Jak przekazał, w akcję zaangażowane są Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP, Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, kancelaria premiera i Rządowe Centrum Bezpieczeństwa.
Dworczyk: było zagrożenie dla życia polskiego dyplomat
W rozmowie z TVN24 Dworczyk wyjaśniał, dlaczego zdecydowano się na transport chorych.
- Takie były jednoznaczne wskazania lekarzy. Było zagrożenie dla życia polskiego dyplomaty, w związku z tym zdecydowaliśmy się na transport do Polski. W czasie przygotowań okazało się, że jeden z Czechów przebywa bardzo trudno covid. W związku z tym udzieliliśmy naszym czeskim partnerom pomocy i na pokładzie polskiego samolotu poza polskim dyplomatą i jego małżonką przyleciał do Polski także czeski dyplomata - powiedział minister.
Pytany, czy z inicjatywą pomocy zagranicznemu dyplomacie wyszła strona polska, powiedział, że "Czesi wysłali taki sygnał". - My oczywiście zawsze, kiedy możemy, wspieramy naszych partnerów - zapewnił Dworczyk.
W podobnych słowach o kulisach ewakuacji mówił w rozmowie z TVN24 wiceszef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Paweł Jabłoński.
Na pokładzie troje zakażonych
Dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski przekazał, że rejs realizowany był przez PLL LOT w specjalnym reżimie sanitarnym.
- Samolot wystartował w sobotę o godzinie22.40. Z Delhi zabraliśmy polskiego dyplomatę wraz z małżonką. Jego stan wymagał ewakuacji ze względów medycznych i pilnej hospitalizacji. Dodatkowo zabraliśmy czeskiego dyplomatę. Całą trójką w trakcie lotu na pokładzie opiekuje się dwóch ratowników medycznych oraz lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego - relacjonował, gdy maszyna była jeszcze w powietrzu.
Przekazał, że kilka dni temu lekarz LPR badał czeskiego dyplomatę na miejscu. Już wówczas rozważane było jego zabranie do Polski, jednak nie doszło do tego, gdyż stan Czecha się poprawił. Następnie w sobotę gwałtownie się znowu pogorszył. - W związku z tym podjęliśmy decyzję, że ewakuujemy czeskiego dyplomatę tym rejsem - powiedział Gałązkowski.
Przekazał, że cała trójka po przylocie do Warszawy zostanie umieszczona w Centralnym Szpitalu Klinicznym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji na ulicy Wołoskiej w Warszawie. - W związku z tym, że jest to transport z Indii, będzie ich pełna izolacja i cała diagnostyka pod kątem po pierwsze rozpoznania szczepu koronawirusa i leczenia - powiedział.
Szef LPR pytany, czy są zaplanowane kolejne loty ewakuacyjne polskich dyplomatów, odparł, że "na tę chwilę wydaje się, że sytuacja jest opanowana". - W pozostałej na miejscu kadrze, która jest w polskiej placówce dyplomatycznej, nie mamy kolejnych zakażeń. Dodatkowo, nasi dyplomaci zostali zaszczepieni - powiedział.
Wcześniej ewakuowano innego polskiego dyplomatę z rodziną
Pod koniec kwietnia z Indii specjalnym samolotem przetransportowano do kraju chorego na COVID-19 polskiego dyplomatę. Towarzyszyła mu rodzina – również chora ciężarna żona i czworo dzieci. Profesor Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego przekazał w ubiegłym tygodniu, że wykonane testy potwierdziły u dyplomaty indyjską mutacje koronawirusa. Wszyscy opuścili już szpital.
Kryzys epidemiczny w Indiach
Tylko w ciągu ostatniej doby w Indiach zdiagnozowano 403 738 zakażeń koronawirusem, zmarło ponad cztery tysiące osób - podały w niedzielę indyjskie władze. Liczba wszystkich osób zakażonych sięgnęła 22,3 miliona.
To kolejny dzień, w którym liczba zmarłych przekroczyła cztery tysiące. Po raz pierwszy od początku pandemii stało się to w sobotę. Niedziela to także dwunasty dzień z rzędu, kiedy liczba zmarłych przekracza trzy tysiące.
Wiele indyjskich stanów wprowadziło lockdown lub surowe restrykcje epidemiczne. W niedzielę w Delhi i północnym stanie Uttar Pradeś przedłużono lockdown i godzinę policyjną do 17 maja. Indyjskie Stowarzyszenie Medyczne wezwało rząd do wprowadzenia "całkowitego, dobrze zaplanowanego i zapowiedzianego z uprzedzeniem" lockdownu w całym kraju, zamiast "sporadycznych nocnych godzin policyjnych".
System na skraju wydolności. Brakuje tlenu, leków i miejsc w szpitalach
Premier Indii Narendra Modi jest krytykowany za zezwolenie na masowy udział w świętach religijnych oraz organizowanie tłumnych wieców wyborczych, mimo iż liczba zakażeń koronawirusem rośnie systematycznie od dwóch miesięcy - pisze Reuters.
Eksperci podkreślają, że dane dotyczące liczby zakażeń w Indiach są zdecydowanie zaniżone, a tymczasem rozwój pandemii COVID-19 w tym kraju przekłada się już na wzrost liczby zakażeń w sąsiednim Bangladeszu, gdzie wkrótce zabraknie szczepionek - podaje Associated Press.
Mimo, iż Indie są największym na świecie producentem szczepionek przeciw COVID-19, kraj nie nadąża teraz ani z ich dystrybucją, ani z produkcją, by móc zahamować rozwój epidemii, która szczególnie szybko rozprzestrzenia się na południu. System opieki medycznej jest na skraju wydolności, brakuje miejsc w szpitalach, leków i tlenu medycznego.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Twitter/@michaldworczyk