Czy zwłoki Krzysztofa Olewnika rzeczywiście leżały w ziemi przez trzy lata zanim zostały odnalezione? To kolejna wątpliwość, która pojawia się przy okazji sprawy zabójstwa syna biznesmena z Drobina. "Rzeczpsopolita" donosi właśnie o kolejnych zaniedbaniach przy identyfikacji zwłok: biegły ustalając datę zgonu nie miał wyników badań, które by go do tego uprawniały. Błędy przy identyfikacji wylicza też "Gazeta Wyborcza".
We wtorek RMF FM jako pierwsze doniosło, że Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku zgodziła się na ekshumację zwłok Krzysztofa Olewnika, bo ujawniono, że jeden z łańcuchów DNA z próbki pobranej w 2006 roku nie pasuje do właściwego DNA Krzysztofa Olewnika. - Opinia prof. Ryszarda Pawłowskiego, który to wykrył, zmiażdżyła poprzednią ekspertyzę z 2006 rok - pisze "Gazeta".
"Stwierdzenie gołosłowne"
Zmiażdżyć mogła, bo okazuje się, że kardynalnych błędów przy identyfikacji zwłok porwanego i zabitego Olewnika, było mnóstwo. Przez to dziś pojawiają się kolejne wątpliwości dotyczące czasu, w którym został zamordowany. – Zawarte w opinii biegłego z 2006 r. stwierdzenie, że ciało Olewnika leżało w ziemi trzy lata, jest gołosłowne – przyznaje "Rzeczpospolitej" jej rozmówca z wymiaru sprawiedliwości. – Nie wykonano badań, które by to potwierdziły - dodaje.
W przygotowanej w 2006 roku opinii biegły z Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie jednoznacznie stwierdził, że ciało Krzysztofa przeleżało w ziemi przez blisko trzy lata. Pokrywało się to z wyjaśnieniami porywaczy, którzy przyznali, że zabili Olewnika jesienią 2003 r., krótko po odebraniu od rodziny 300 tys. euro okupu.
Biegły słuchał mordercy?
– Aby to ustalić, należało wykonać specjalistyczne badanie: pobrać próbki ziemi z miejsca odkrycia zwłok, zbadać stopień ich rozkładu w powiązaniu ze środowiskiem, w jakim przebywały – opowiada "Rzeczpospolitej" jeden z jej informatorów. To skomplikowana analiza, w której bierze się pod uwagę m.in. temperaturę czy wilgotność powietrza. Jak się okazuje, ekspert z olsztyńskiego laboratorium takiego badania nie wykonał.
Na czym zatem opierał się biegły z Olsztyna, podając jako pewnik, że zwłoki Krzysztofa Olewnika leżała w ziemi trzy lata? – Prawdopodobnie tylko na informacjach podanych przez Roberta Kościuka, który wskazał miejsce zakopania syna biznesmena z Drobina – twierdzi informator gazety.
Gdańska prokuratura oficjalnie na temat tej sprawy nie chce się wypowiadać. Zasłania się dobrem śledztwa. Według informacji "Rzeczpospolitej" prokuratorzy po ekshumacji zwłok, która odbędzie się w przyszłym tygodniu, chcą zlecić nie tylko powtórne badanie DNA, ale też badanie, które pozwoli ze stuprocentową pewnością określić, jak długo ciało leżało w ziemi.
O tym, że pytanie to jest nadal aktualne, przekonana jest też "Gazeta Wyborcza". W tekście "Nowe zagadki tej śmierci" wyliczają oni większość błędów, jakie popełniono przy identyfikacji zwłok Olewnika:
1. Zniknęły kości, z których pobrano DNA do identyfikacji.
2. Nie ma protokołu przekazania materiału genetycznego do badań (robił je według "Gazety" Zakład Medycyny Sądowej w Białymstoku)
3. Nie zbadano ziemi z grobu w lesie, co pomogłoby ustalić datę śmierci.
4. Nie identyfikowano ciała prostszymi metodami, np. analizując uzębienie (ponoć zniknęła gdzieś dokumentacja stomatologiczna).
5. Nie pobrano włosów z odkopanego ciała.
6. Badanie DNA trwało 20 godzin, a według standardowej procedury potrzeba na to ponad doby.
7. Nie było badania kontrolnego DNA.
Źródło: "Rzeczpospolita", "Gazeta Wyborcza"