Szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz odwołał generała dywizji Artura Kępczyńskiego z funkcji Szefa Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych - przekazał rzecznik MON. W komunikacie nie podano powodów dymisji generała. Media donoszą, że ma to związek z zaginięciem transportu min przeciwpancernych z Hajnówki do Mostów. Prokuratura potwierdza, że prowadzi postępowanie w związku z takim incydentem.
Zamieszczone w czwartek na platformie X oświadczenie głosi, że "9 stycznia 2025 r. decyzją Ministra Obrony Narodowej Szef Inspektoratu Wsparcia gen. dyw. Artur Kępczyński został odwołany ze stanowiska". W komunikacie nie podano informacji o powodach tej decyzji.
Rzecznik MON przekazał, że czasowe pełnienie obowiązków Szefa Inspektoratu zostało powierzone gen. bryg. Piotrowi Wagnerowi.
Artur Kępczyński odwołany
Generał Kępczyński od kwietnia 2021 roku czasowo pełnił obowiązki Szefa Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, a szefem tego Inspektoratu został 2 listopada 2021 roku.
Do zadań Inspektoratu Wsparcia SZ należy m.in. organizowanie i kierowanie systemem wsparcia logistycznego Sił Zbrojnych, w tym zabezpieczenie logistyczne polskich żołnierzy przebywających poza granicami państwa, a także współpraca z innymi organami i podmiotami w sprawach związanych z obronnością państwa. Inspektorat pełni też zadania związane z udziałem wojska w zwalczaniu klęsk żywiołowych i likwidacji ich skutków.
"Utrata min przeciwpancernych"
Portal Onet napisał, że dymisja generała jest związana z tym, że wojsko miało zgubić ładunek min przeciwpancernych transportowanych z Hajnówki (Podlaskie) do Mostów (Zachodniopomorskie). Do sprawy odniósł się w korespondencji z TVN24 zastępca prokuratora okręgowego do spraw wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu pułkownik Bartosz Okoniewski.
"Dział do Spraw Wojskowych Prokuratury Rejonowej Szczecin-Niebuszewo w Szczecinie prowadzi postępowanie przygotowawcze w sprawie niedopełnienia obowiązków w zakresie nadzoru nad bronią w wyniku czego doszło do nieumyślnej - czasowej - utraty broni w postaci min przeciwpancernych, tj. czynu zabronionego z artykułu 359 kk i inne" - przekazał prokurator.
Artykuł 359 kk mówi, że "żołnierz, który, nie dopełniając obowiązku lub przekraczając uprawnienia w zakresie ochrony lub nadzoru nad bronią, amunicją, materiałem wybuchowym lub innym środkiem walki, powoduje choćby nieumyślnie ich utratę, podlega karze aresztu wojskowego albo pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
Czterem osobom przedstawiono zarzuty. Wobec podejrzanych nie stosowano środków zapobiegawczych.
"W trakcie śledztwa zebrano obszerny materiał dowodowy. Przesłuchano szereg świadków, zabezpieczono dokumentację, przeprowadzono oględziny. Śledztwo jest w toku - trwają czynności dowodowe mające na celu wyjaśnienie istotnych okoliczności sprawy" - przekazał pułkownik Bartosz Okoniewski.
Miny krążyły po kraju
Jak podał Onet, miny przez prawie dwa tygodnie krążyły po kraju w wagonie pociągu. Portal wyjaśniał, że zaczęło się od zarządzenia w czerwcu 2024 roku natychmiastowego transportu ponad tysiąca ton min z Hajnówki do zachodniej Polski.
"Na początku lipca z Hajnówki wyruszają dwa pociągi do składu amunicji w Krapkowicach. Wszystko przebiega bez problemów i zgodnie z obowiązującymi zasadami" - czytamy. Później załadowano trzeci skład i to z nim w Mostach pojawiły się problemy.
"Transport dojeżdża na miejsce 4 lipca o godz. 23.30. Jak słyszymy od wojskowych informatorów, w przypadku tak wielkiego, ponadnormatywnego ładunku na miejscu powinni znajdować się kierownik składu amunicji w Mostach lub jego zastępca, jeden lub dwóch magazynierów. Z naszych informacji wynika, że osobą, która przyjęła transport od zastępcy kierownika składu w Hajnówce, był wartownik" - napisał Onet.
"Następnego dnia, 5 lipca, rozpoczyna się rozładunek materiałów wybuchowych. Do kierowania całą operacją przysłano z Wojskowej Komendy Transportu w Szczecinie porucznika B. Problem polega na tym, że oficer ten nie posiada żadnego przeszkolenia ze środków bojowych, a więc nie ma kompetencji do nadzorowania tego rodzaju pracy" - twierdzi portal. Dodał też, że "co więcej, wyznaczeni do niej żołnierze z Dobrowolnej Zasadniczej Służby Wojskowej w znakomitej większości, a być może nawet w komplecie, także nie mają podobnego przeszkolenia".
Dalej dziennikarze przekazali: "6 lipca żołnierze kończą rozładunek. Z naszych informacji wynika, że miny zalegały na rampie jeszcze przez około pięć dni. W zaplanowanym terminie 6 lipca wojsko oddaje wagony do PKP. Wszyscy oddychają z ulgą. Jednak prawdziwe problemy dopiero się zbliżają".
"16 lipca do komendanta składu mjr. Zbigniewa Przybylskiego przychodzi magazynier i melduje, że właśnie odkryto, iż w magazynie brakuje pięciu palet z transportu z Hajnówki" - napisano.
"Z naszych informacji wynika, że od wyjazdu z Mostów miny przebyły w cywilnym wagonie daleką drogę. Najpierw przez dobę stały na stacji w Goleniowie w województwie zachodniopomorskim. Kolejne trzy dni spędziły w Szczecinie. Potem pojechały do Poznania, a następnie do Warszawy, Białegostoku i osady Czeremcha w województwie podlaskim. - W tym czasie na dokumentach, że sprawdzili zawartość wagonu, musiało podpisać się kilku rewidentów z PKP - informuje nas osoba biegła w sprawach transportu kolejowego" - dodano.
PKP Cargo namierzyło wagon w magazynie sklepów meblowych IKEA niedaleko miejscowości Orla (Podlaskie). Prezeska IKEA Industry Poland Małgorzata Dobies-Turulska potwierdziła Onetowi odebranie materiału wybuchowego z magazynu należącego do firmy.
Jak poinformował Onet, wagon ostatecznie wrócił w miejsce oddalone zaledwie o 30 kilometrów od składu amunicji w Hajnówce.
CZYTAJ TEŻ: "Żołnierze musieliby uczestniczyć w działaniach zbrojnych w dresach". "Szokujące" przykłady
Źródło: PAP, Onet
Źródło zdjęcia głównego: Andrzej Lange/PAP