"Ojcowie się starają - sądy uniemożliwiają", "Sądy zrywają więzi rodzinne". Z takimi hasłami kilka osób sprzeciwiających się wyrokom sądów rodzinnych, pikietowało w Sopocie przed domem premiera Donalda Tuska.
„Dzieci z rodzin podzielonych nadal pragną mieć tatę i mamę. Potrzebują jednakowo obojga rodziców. Na to nie pozwalają urzędnicy - sędziowie, mający reprezentować dobro prawa, dobro społeczne. Odbieranie dzieciom jednego z rodziców, ograniczanie praw któregokolwiek z rodziców to gwałt zadany dziecku, to proceder sformalizowanego zła” - głosi fragment listu otwartego, odczytanego przez manifestujących.
"Ograniczenie kontaktu z ojcem jest krzywdą dziecka"
Wśród pikietujących większość stanowili ojcowie, było też jednak i małżeństwo, którym sąd odebrał prawo do wychowywania trójki dzieci. Demonstrujący mieli ze sobą transparenty z napisami "Ojcowie się starają - sądy uniemożliwiają", "Ograniczenie kontaktu z ojcem jest krzywdą dziecka", "Sądy zrywają więzi rodzinne".
Spokojna pikieta pod okiem BOR-u
- Sądy rodzinne są niesprawiedliwe i działają w sposób przewlekły. Nawet w święta i w taki dzień jak wigilia zakazują widzeń z dziećmi - powiedział jeden z organizatorów pikiety, 49-letni Waldemar Kalinowski z Gdańska.
Od czerwca nie może się on widzieć z 4-letnią córką. Wcześniej miał prawo do spotkań z dziewczynką tylko dwa razy w tygodniu po dwie godziny i zawsze w obecności kuratora sądowego. - Przez matkę córki jestem izolowany, a sąd daje jej wiarę robiąc ze mnie jakiegoś upiora. Polski system prawny sprawia, że dzieci stają się półsierotami - dodał Kalinowski.
Pikieta przebiegła spokojnie. Porządku pilnowali policjanci i funkcjonariusze BOR.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24