Porucznik Tadeusz Borzuchowski, nauczyciel z Szudziałowa, został powołany do wojska w 1939 roku. Zamordowany w Katyniu w 1940. Ale pamięć o nim żyje w rodzinie, wśród bliskich. I w jednym z tysięcy dębów katyńskich, sadzonych, by upamiętniać ofiary zbrodni i katastrofy.
Ojciec pana Janusza Borzuchowskiego do wysokich nie należał, ale - jak podkreśla jego syn - nigdy nie miał w związku z tym kompleksów. Widać to na fotografiach, gdzie dumnie i z uśmiechem pozuje, wraz z wysokimi kolegami.
Miał rozpocząć rok szkolny, jako nauczyciel w szkole w Szudziałowie. - Otrzymał wezwanie i zamiast do szkoły, poszedł pod sklep. Tam zebrała się cała wieś i ojciec się z wsią żegnał - wspomina pani Agnieszka Borzuchowska, córka.
Prawda z "Wolnej Europy"
O śmierci swojego ojca dowiedzieli się od przyjaciół, którzy w prasie niemieckiej znaleźli listy osób odnalezionych w masowych grobach w Rosji. - Było tam nazwisko ojca, spis rzeczy które miał: legitymacja, fotografie, listy od mojej mamy. Wtedy nie było wątpliwości, że to jest on - powiedziała pani Agnieszka.
Ale miejsce pochówku było w powojennej Polsce "nieznane". - Z tą świadomością żyliśmy do czasu, aż zaczęliśmy słuchać radia Wolna Europa. Dopiero wtedy dowiedzieliśmy się prawdy o Katyniu. To były początki lat 50-tych - przypomina pan Janusz.
Dęby pamięci
Pan Janusz na grób ojca pojechał pierwszy raz dopiero w tym roku. Akurat wtedy, gdy doszło do tragedii z udziałem pary prezydenckiej i innych osób w Rosji. Jechał tam pociągiem, razem z żoną Heleną. - Wszystko stało się jakieś niesamowicie ważne. I wszyscy stali się bardzo w tym przygnębieniu (...) równi - wspomina dzień 10 kwietnia 2010 roku pani Helena.
Tymczasem mieszkańcy rodzinnej miejscowości nauczyciela Borzuchowskiego posadzili w jego mieście, obok szkoły i domu - wraz z całą rodziną Borzuchowskich - dąb. W kościele wmurowano tablicę poświęconą ich pamięci.
Podobnych dębów dla ofiar i rodzin katyńskich rośnie w Polsce tysiące. W Białymstoku posadzono dęby także dla ofiar ostatniej tragedii w Smoleńsku.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24