- Przykro mi, że rozstanie odbyło w takich warunkach, ale nie z mojej winy – mówi o swoim odejściu z PiS były europoseł PiS Marcin Libicki. - Nagle różne grupy zechciały się pożywić spadkiem po potencjalnym nieboszczyku. To typowy partyjny mechanizm – uważa polityk.
„Spadkiem” miało być atrakcyjne pierwsze miejsce na poznańskiej liście Prawa i Sprawiedliwości do europarlamentu. Libicki stracił je po tym, jak pojawiły się informacje o jego współpracy z PRL-owskimi służbami. Libicki wszystkiemu zaprzeczył, ale 18 na 24 członków komitetu politycznego PiS mu nie uwierzyło i „jedynkę” stracił.
"Rozgrywka polityczna w oderwaniu od faktów"
- Do pewnego momentu nie było decyzji, żeby mnie usunąć, mimo że pojawiały się prasowe ataki na podstawie źle ocenionych materiałów IPN. To mechanizm, który znamy z każdej partii: nagle różne grupy chcą się pożywić spadkiem po potencjalnym nieboszczyku. I wtedy zaczyna się zupełnie inna gra, rozgrywka polityczna w oderwaniu od faktów – przekonywał w „Kropce nad i”.
Libicki przypomniał, że dostarczył Jarosławowi Kaczyńskiemu ekspertyzy dwóch profesorów historii - w tym jednego znanego zwolennika lustracji - które potwierdziły jego wersję. To jednak nie wystarczyło. Zdaniem polityka został potraktowany niesprawiedliwie. - Odszedłem w proteście przeciwko temu, że PiS nie stanął w obronie kogoś, którego wina jest niezwykle wątpliwa. Instrumentalnie wykorzystał dokumenty IPN i zastosował podwójne standardy - wyjaśnił.
"Dostałem tyle miejsca w gazecie, co Stalin"
Libicki przekonywał, że nie współpracował z bezpieką, żadnych sprawozdań ani dokumentów nie podpisywał, choć funkcjonariusze interesowali się nim dwukrotnie (za drugim razem poinformował o tym pracującego w radiu Wolna Europa wuja). – Rzeczywiście, miałem 10 paszportów, ale to dlatego, że przez 13 lat jeździłem do lekarzach z poważnie chorym synem. Nawet pisali: dać ze względów humanitarnych – tłumaczył.
O IPN-owskich dokumentach, które miały świadczyć o współpracy Libickiego z bezpieką, napisał „Głos Wielkopolski”. Według europosła gazeta prowadzi przeciwko niemu krucjatę. - Poświęciła mi mniej więcej tyle miejsca, co śmierci Stalina: strony 1 i 3 od początku do końca. Jak na niezwykle wątłe zarzuty to bardzo dużo – uważa europoseł.
"Nigdy nikogo nie oskarżałem"
Monika Olejnik dopytywała też, czy Libicki widzi związek z „krucjatą” przeciwko niemu a przypadkami Lecha Wałęsy czy abp Wielgusa i Muszyńskiego, którzy również zaprzeczają IPN-owskim zarzutom. - Nie powinno się rzucać słowa na wiatr, ja tego nigdy nie robiłem. Każdy dowód należy rozpatrywać w kontekście innych, także dowody z archiwów IPN. Współczuję każdemu, kto pada ofiarą niesłusznych oskarżeń – stwierdził.
Pytany, dlaczego zatem nie stawał w obronie takich osób wcześniej, wyraźnie zirytowany odparł: - W przypadku osób z pierwszego rzędu – nikt mnie o nie nie pytał. Nigdy nie oskarżałem - dodał.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24