Byli więźniami, teraz są oskarżycielami. Więźniowie z zakładu karnego w Białej Podlaskiej skarżą dyrektora za... ciasne cele. I jak sami mówią, wiedzą, skąd bierze się ciasnota: wielu po prostu siedzi za niewinność.
Choć z zewnątrz wszystko wygląda w porządku, więzienie w Białej Podlaskiej ma nie lada problem. Kolejny były więzień wytoczył zakładowi karnemu proces. Dawny osadzony domaga się od placówki - bagatela - 250 tys. zł.
Więźniowie zarzucają zakładowi, że na jednego osadzonego przypadało mniej miejsca niż jest to przewidziane w prawie - 3 metry kwadratowe. Pozwów jest coraz więcej, a dyrektor Bogusław Woźnica niepokoi się tym, że są one zachętą dla kolejnych więźniów.
"Rybka w akwarium ma większy metraż"
Jak mówią osadzeni, w zakładzie czują się jak ptaki w klatce. W ciasnocie nietrudno zrzucić komuś coś na głowę. Żartują, że lepiej żyje się tutaj akwariowym rybkom. - Można im pozazdrościć, mają większy metraż - śmieją się.
Za komuny było tak, że ktoś, kto przeszedł źle na światłach, dostawał kolegium i wyganiali go do domu. A tu nas zamykają i robią ciasnotę. Za komuny było tak, że ktoś, kto przeszedł źle na światłach, dostawał kolegium i wyganiali go do domu. A tu nas zamykają i robią ciasnotę.
Według osadzonych, powód ciasnoty jest jasny: zbyt wielu z nich siedzi za niewinność lub "prawie" niewinność. Gdyby niewinnych wypuszczono, od razu zrobiłoby się luźniej. - Za komuny było tak, że ktoś, kto przeszedł źle na światłach, dostawał kolegium i wyganiali go do domu - uważa Henryk Małachowski. - A tu nas zamykają i robią ciasnotę - dodaje.
Dyrektor się nie poddaje
Wygrane przez więźniów procesy spędzają sen z powiek dyrektora. - Kiedy usłyszeli, że jest okazja do zdobycia pieniędzy, to na zasadzie "a nuż się uda" piszą pozwy - mówi. Nie zamierza jednak się poddawać. Stawi czoła wyzwaniu - jak prawdziwy wódz - Józef Piłsudski, którego portret wisi w gabinecie dyrektora.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24