Rodzice ścigają się, by zapisać dziecko do prestiżowej, niepublicznej podstawówki. Na listy rezerwowe są wpisywane nawet niemowlęta - donosi "Rzeczpospolita".
– Przyjmuję już dzieci urodzone w 2008 roku. Z innych roczników mamy po cztery – pięć osób na miejsce – mówi "Rz" ks. Tomasz Cyl, dyrektor Katolickiej Szkoły Podstawowej im. św. Wojciecha w Bydgoszczy.
Największa rywalizacja o miejsce jest w dużych miastach. Dominika Stępińska-Duch z Warszawy, mama sześcioletniej Magdy, zapisała córkę do szkoły społecznej zaraz po jej urodzeniu. – Znalazła się na liście rezerwowej dzieci, które mają rozpocząć naukę we wrześniu 2008 roku - mówi gazecie.
Skąd rosnąca popularność płatnych szkół? Socjolog Marta Cegłowska z Collegium Civitas twierdzi, że wynika to z poprawiającej się sytuacji finansowej rodzin: – Rosną zarobki i coraz więcej rodziców jest skorych do inwestowania w edukację dzieci. Wierzą, że płatna nauka okaże się lepsza od tej, jaką otrzymają w szkole publicznej.
Czesne w szkołach dyktują zarobki na lokalnym rynku pracy. W Warszawie może ono sięgnąć nawet 1200 zł miesięcznie. Szkołę w Katowicach czy Gdańsku znajdziemy za połowę tej ceny.
Rodzice boją się szkół molochów, w których dziecko jest anonimowe. – Gdy odwiedziłam kilka podstawówek i zobaczyłam przeludnione klasy, zatłoczoną świetlicę, to zdecydowałam się na szkołę, w której klasa ma 12 osób – mówi dziennikowi Edyta z Warszawy. Wyliczyła, że publiczna podstawówka też nie byłaby darmowa. – Pracuję i musiałabym wynająć nianię, która odbierałaby dziecko, żeby po lekcjach nie szło do świetlicy. A w szkole niepublicznej dzieci mają do późnego popołudnia dodatkowe zajęcia.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: PAP