- BBN ubolewa, że doszło do wyścigu ws. bilingów. Nie chcemy brać w tym udziału - powiedziała rzecznik BBN Patrycja Hryniewicz. Zdementowała jednocześnie informacje Radia RMF FM, że o godz. 12 BBN opublikuje swoje bilingi ze środowego wieczora, kiedy katastrofie uległ wojskowy samolot CASA. Miała być to odpowiedź na spisy połączeń ujawnione w niedzielę przez resort obrony.
Rzecznik BBN zapowiedziała, że we wtorek odbędzie się spotkanie robocze przedstawicieli Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Ministerstwa Obrony Narodowej i Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. - Na spotkaniu wyjaśnimy sobie okoliczności tej sprawy i tam będziemy mieć swoje bilingi - poinformowała Patrycja Hryniewicz. Jak dodała, celem spotkania jest także wypracowanie systemu informowania prezydenta o wypadkach, takich jak katastrofa samolotu CASA. - Prezydent powinien być zawsze informowany jako pierwszy i trzeba to dookreślić - dodała.
"Ludzie prezydenta mieli dość czasu, żeby powiadomić go o katastrofie"
Wcześniej Radio RMF FM informowało, iż bilingi BBN miały udowodnić, że oficerowie MON dzwonili z informacją o wypadku samolotu na inne numery niż powinni.
Przedstawiciele MON utrzymują, że dzwonili do Biura Bezpieczeństwa Narodowego, by powiadomić o wypadku CASY. W niedzielę na dowód swoich słów ministerstwo zaprezentowało bilingi - spisy połączeń na linii resort obrony narodowej - BBN.
Na razie to tylko wstępne bilingi. Dotyczą połączeń oficerów dyżurnej służby operacyjnej z oficerami Biura Bezpieczeństwa Narodowego. - Wynika z nich, że do BBN dzwoniono przed godziną 20. trzy razy. W dwóch przypadkach abonent nie odbierał telefonu - powiedział rzecznik MON płk Cezary Siemion.
Więc urzędnicy BBN zostali powiadomieni o katastrofie przed godz. 20. Samolot prezydenta wyleciał po 20.20, więc mieli wystarczająco dużo czasu, żeby powiadomić o tragedii głowę państwa Więc urzędnicy BBN zostali powiadomieni o katastrofie przed godz. 20. Samolot prezydenta wyleciał po 20.20, więc mieli wystarczająco dużo czasu, żeby powiadomić o tragedii głowę państwa
Do trzech razy sztuka
Z danych zaprezentowanych przez MON wynika, że dyżurna służba dzwoniła do dyrektora Departamentu Systemu Obronnego BBN o godz. 19.43 (czas połączenia 8 sekund), a także do jego zastępcy o 19.46 (czas połączenia 38 sekund). O godz. 19.56 udało się porozmawiać z dyrektorem departamentu (trwała 64 sekundy).
- Więc urzędnicy BBN zostali powiadomieni o katastrofie przed godz. 20. Samolot prezydenta wyleciał po 20.20, więc mieli wystarczająco dużo czasu, żeby powiadomić o tragedii głowę państwa - tłumaczył.
Kto miał powiadomić prezydenta?
Siemion przypomniał, że to na BBN spoczywa obowiązek niezwłocznego informowania prezydenta o zdarzeniach szczególnych i podał wykaz oficerów BBN, których należy powiadamiać w takich sytuacjach. Powołał się przy tym m.in. na pismo z 19 czerwca 2007 r. dyrektora Departamentu Systemu Obronnego BBN do szefa Dyżurnej Służby Operacyjnej Sił Zbrojnych RP.
Pułkownik podkreślił też, że do zadań DSO w przypadku wystąpienia sytuacji kryzysowej należy poinformowanie ok. 20 osób i instytucji, m.in. Komendę Główną Policji i Krajowe Centrum Ratownictwa, a także odbieranie telefonów zwrotnych z informacjami. - Wojsko wykonało swoje zadanie - zapewnił.
"Minister nie dopilnował urzędników"
Natomiast według generała Romana Polko, to minister obrony powinien sam dopilnować, żeby prezydent dowiedział się jak najszybciej o śmierci oficerów. - Kiedy ma miejsce tak tragiczne zdarzenie, jak wypadek CASY, gdzie ginie 20 pilotów, to informacje o tego typu zdarzeniach przekazuje się prezydentowi bezpośrednio, bez szukania dodatkowych ogniw - mówił Polko.
MON tłumaczy, że to samo Biuro prosiło, by to przez jego oficerów informować prezydenta o nadzwyczajnych sytuacjach.
Źródło: TVN24, RMF FM
Źródło zdjęcia głównego: TVN24