Dostawałam z ministerstwa wszystko, co było mi potrzebne. Normalny człowiek nigdy nie miałby do takich papierów dostępu - powiedziała cytowana przez "Gazetę Wyborczą" Emilia, która miała brać udział w zorganizowanej akcji dyskredytowania sędziów krytykujących zmiany w sądownictwie. Inicjatorami tych działań, według doniesień Onetu, mieli być pracownicy Ministerstwa Sprawiedliwości. Autor publikacji w "GW" Wojciech Czuchnowski mówił w środę w TVN24, że Emilia "dostawała materiały z wewnętrznych postępowań dyscyplinarnych przeciwko sędziom", a także "prywatne adresy zarówno sędziów, jak i osób z nimi powiązanych".
W TVN24 TRWA WYDANIE SPECJALNE
O akcji dyskredytowania sędziów sprzeciwiających się zmianom w sądownictwie i udziale w tej akcji ówczesnego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka napisał w poniedziałek Onet. We wtorek portal opublikował więcej szczegółów, dotyczących udziału w tej akcji sędziego Jakuba Iwańca, pracującego w resorcie.
"Dostawałam wszystko, co było mi potrzebne"
"Gazeta Wyborcza" napisała w środę, że hejterska działalność Emilii wobec sędziów zaczęła się w 2016 roku, kiedy "PiS wszedł w kluczową fazę zmian w sądownictwie". Prawnicy Emilii ujawnili dziennikowi, że na jednym z komunikatorów stworzono grupę o nazwie "Kasta", w której skład wchodziło 12 sędziów. Wśród nich mieli być: ówczesny wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, zatrudniony w resorcie sędzia Jakub Iwaniec oraz Arkadiusz Cichocki, wtedy prezes Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Jak pisze "GW", Emilia twierdzi, że postanowiono "wykorzystać jej zaangażowanie ideowe oraz obeznanie z mediami społecznościowymi". W związku z tym Iwaniec i Cichocki regularnie mieli wysyłać jej dokumenty.
- Dostawałam wszystko, co było mi potrzebne. Normalny człowiek nigdy nie miałby do takich papierów dostępu. Te dane pochodziły z tak zwanych zielonych teczek w resorcie sprawiedliwości, czyli tych zawierających najbardziej szczegółowe dane osobiste dotyczące sędziów - cytuje jej słowa "Gazeta Wyborcza".
Jak czytamy dalej, zadaniem Emilii było "rozpowszechnianie informacji o sprawach obyczajowych sędziów Iustitii i postępowaniach dyscyplinarnych, np. za spowodowanie wypadków". Informacje kobieta publikowała w sieci i udostępniała mediom.
"Dostawała materiały na przykład z wewnętrznych postępowań dyscyplinarnych"
W środę w rozmowie z TVN24 autor publikacji, dziennikarz "GW" Wojciech Czuchnowski wyjaśniał, że Emilia "dostawała materiały na przykład z wewnętrznych postępowań dyscyplinarnych przeciwko sędziom". - W tych postępowaniach na przykład rozpatrywano donosy na sędziów, rozpatrywano ich sprawy obyczajowe, analizowano sytuację majątkową - wyjaśnił.
- Dostała też prywatne adresy zarówno sędziów, jak i osób z nimi powiązanych i potem przekazywała to dalej - dodał. Jak powiedział, "przekazywała to, rozpowszechniając w internecie albo do dziennikarzy reżimowej TVP, ewentualnie propisowskich mediów i potem się te materiały ukazywały".
- Tych materiałów jest bardzo dużo z korespondencji pani Emilii. Z niektórych wynika, że ci dziennikarze z nią konsultowali dokładnie treść artykułów, które się potem ukażą - podkreślił Czuchnowski.
"Od tego momentu zaczyna się realizacja tego pomysłu"
Czuchnowski powiedział o Emilii, że "ona jest żoną jednego z sędziów dobrej zmiany, który teraz jest wysokiej rangi urzędnikiem w Krajowej Rady Sądownictwa, właśnie z nadania obecnej władzy". - I ten mąż wprowadził ją w krąg bardzo zaufany osób, które obecnie rządzą czy rządziły.
Jak podkreślił gość TVN24, "od tego momentu zaczyna się realizacja tego pomysłu". Według niego skorzystano z "usług" Emilii, kierując się tym, że "nie pracuje, a ma bardzo duże możliwości jeśli chodzi o media społecznościowe, jest bardzo sprawna, ma dużo followersów".
"Mała Emi, zachowałaś się jak trzeba!"
"GW" napisała w środę o dużym zaangażowaniu Emilii w akcję i przytoczyła wiadomości wymieniane między nią a sędziami.
Emilia (pisownia oryginalna): "Swoje miejsce już znam. Jestem na każde skinienie. Taka moja rola. Wspierać żołnierz".
Sędziowie z grupy "Kasta": "Dla mnie Polska ma twarz Twoją, Inki, Rotmistrza" (chodzi o bohaterów niepodległościowego ruchu z czasów II wojny światowej i tuż po niej: Danutę Siedzikównę "Inkę" i rotmistrza Witolda Pileckiego).
Jak informuje "GW", latem 2018 r. w nagrodę od koordynujących akcję sędziów Emilia dostała figurkę husarza za 360 złotych. Na podstawce - podaje dziennik - wyryto napis: "Mała Emi, zachowałaś się jak trzeba! Od Herszta i jego żołnierzy".
Zdjęcia figurki zamieścił w mediach społecznościowych autor artykułu w "Wyborczej" Wojciech Czuchnowski.
A to jest prezent,który Emi dostała od „sędziów prowadzących”za swoją służbę.Husarz z żywicy stylizowany na brąz.Cena 360 zł.Napis na tabliczce nawiązuje do postaci „Inki”.Szczegóły jutro w Wyborczej pic.twitter.com/CA3Aaa70eI
— wojciech czuchnowski (@czuchnowski) August 20, 2019
"Podbudowywali panią Emilię mówiąc, że ona jest jak 'Inka', że zachowuje się jak trzeba"
- To jest w ogóle trochę wstrząsające, trochę groteskowe, ta retoryka, którą oni się posługiwali - mówił w rozmowie z TVN24 Czuchnowski. Zauważył, że inicjatorzy akcji hejtowania "bardzo często odwoływali się do tradycji Żołnierzy Wyklętych, podbudowywali panią Emilię, mówiąc, że ona jest jak 'Inka', że zachowuje się jak trzeba".
- Kulminacją tego był prezent, którego zdjęcie dzisiaj publikujemy w "Gazecie Wyborczej", figurka husarza, na odwrocie której jest dedykacja dla niej za waleczność i za to, że zachowuje się jak trzeba - powiedział.
- Cytat dokładnie z Danuty Śiedzikówny (ps. "Inka" - red.), wydaje mi się bardzo nie na miejscu w kontekście tej działalności, do jakiej nakłaniano panią Emilię - ocenił dziennikarz.
Dedykacja nawiązuje do cytatu z bohaterki podziemia niepodległościowego po II wojnie światowej Danuty Siedzikówny "Inki". Niedługo przed tym, jak została zamordowana przez UB, przekazała ona z więzienia gryps ze słowami: "powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba".
Jak dodał Czuchnowski, "staramy się dojść do tego, kto jest tym 'Hersztem', czy cała sprawa kończy się na wiceministrze Piebiaku, czy też jednak na Zbigniewie Ziobrze, który moim zdaniem musiał wiedzieć o tym, co się dzieje, o tym, że takie materiały wypływają z ministerstwa i o tym, że jest prowadzona taka akcja".
Autor: ads, akr//rzw / Źródło: Gazeta Wyborcza, Onet, tvn24.pl, TVN24