- Trzy do pięciu sekund - tak długo mogła trwać chwila, przez którą załoga prezydenckiego samolotu wiedziała już, że dojdzie do katastrofy - powiedział w Smoleńsku Naczelny Prokurator Wojskowy płk Krzysztof Parulski. Treści zapisu rozmów z czarnej skrzynki NPW nie ujawnił.
Według kalkulacji śledczych, piloci o tym, że dojdzie do katastrofy mogli wiedzieć na trzy do pięciu sekund przed nią. - Zakładając, że prędkość lądującego samolotu wynosi 150-180 metrów na sekundę - sprecyzował w rozmowie z Polską Agencją Prasową Krzysztof Parulski.
Poinformował też, że odnaleziono szczątki prawie wszystkich osób z prezydenckiej delegacji, które zginęły. - To nieprawdopodobny nakład pracy, wykonywanej z poszanowaniem majestatu śmierci - ocenił Naczelny Prokurator Wojskowy.
Trzecia skrzynka
Jeszcze w środę lub w czwartek do Polski ma trafić trzecia czarna skrzynka samolotu Tu-154M - podał rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk. Dyrektor departamentu prasowo-informacyjnego MON płk Wiesław Grzegorzewski poinformował zaś, że ta skrzynka rejestruje parametry techniczne samolotu. - Niestety, ona nie rejestruje rozmów, te są tylko w rekorderach katastroficznych - dodał.
Szczątki samolotu
Z miejsca katastrofy usunięto już około połowy dużych części samolotu i teren jest wciąż skrupulatnie przeszukiwany. Szczątki maszyny transportowane są na specjalnie przygotowany plac na lotnisku Siewiernyj, gdzie zajmą się nimi eksperci.
Elementy rozbitego samolotu rozrzucone są na obszarze około 700 metrów kwadratowych. Prace utrudnia błotnisty grunt.
Pracownicy rosyjskiego resortu ds. sytuacji nadzwyczajnych zaczęli od wywiezienia najmniejszych szczątków maszyny. Ręcznie ładowali je na samochody ciężarowe i wywozili. Później przystąpili do transportu większych elementów, w tym części kadłuba. Wiele z tych fragmentów waży po kilka ton.
Dlatego ratownicy, specjaliści Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) i śledczy długo zastanawiali się, czy wywozić je w całości, czy ciąć. Na miejsce dostarczono już nawet odpowiedni sprzęt - piły i różne urządzenia hydrauliczne.
Ostatecznie zdecydowano - domagali się tego śledczy - że duże fragmenty w miarę możliwości będą wywożone w ich pierwotnym stanie, co pozwoli odtworzyć maksymalnie pełny obraz katastrofy TU-154M.
Trzeba będzie ciąć?
Ratownicy mają do dyspozycji około 60 jednostek sprzętu. Kierujący ich pracami szef delegatury ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych w Smoleńsku Michaił Osipienko obiecał, że wszystko, co zdołają oni podnieść za pomocą swojego sprzętu, zostanie dostarczone na lotnisko Siewiernyj w takim stanie, w jakim zostało znalezione.
- To, czego nasz sprzęt nie wyciągnie, będzie cięte na mniejsze fragmenty - powiedział. Podkreślił też, że wszystkie szczegóły tych prac są uzgadniane z grupą śledczą. Szef ratowników spodziewa się, że wywożenie wraku zajmie jeszcze co najmniej dwa dni.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Jacek Turczyk