7.23 - o tej godzinie z Warszawy wystartował samolot z prezydentem i najważniejszymi polskimi politykami na pokładzie. Co wydarzyło się później? Będziemy mogli dowiedzieć się tego po ekspertyzie czarnych skrzynek, które wydobyto z wraku samolotu. Do czasu jej zakończenia, pozostają nam przypuszczenia i hipotezy.
O godzinie 8.20 - Lech Kaczyński z telefonu satelitarnego z pokładu rządowego Tu-154 dzwoni do swojego brata. Prezydent mówi Jarosławowi Kaczyńskiemu, że za chwilę, za 15-20 minut - wylądują.
Około pięć minut póżniej, na wysokości ośmiu tysięcy metrów, samolot zaczyna wchodzić w strefę smoleńskiego lotniska.
Zła pogoda, piloci podejmują decyzję o lądowaniu
Załoga Tupolewa dostaje informacje o złych warunkach pogodowych. Temperatura: 1 stopień Celsjusza, prędkość wiatru 10.8 km\h. Nad lotniskiem unosi się bardzo gęsta niska mgła.
Widoczność w momencie katastrofy wynosi jedynie 400 metrów. Ta umożliwiająca bezpieczne lądowanie na smoleńskim lotnisku wynosi 1000 metrów. Dlatego też wieża proponuje polskiej załodze lądowanie na zapasowym lotnisku.
Pilot decyduje się jednak podejść do lądowania. Najpierw trzy razy okrąża lotnisko - prawdopodobnie sprawdza topografię terenu, albo też wyznacza kurs, który zapisany przez autopilota, potem pomoże mu odnaleźć pas do lądowania.
Tupolew zbyt nisko
Do wysokości 100 metrów i odległości dwóch kilometrów od lotniska, podejście do lądowania przebiega regulaminowo. Ale już 500 metrów dalej sytuacja prezydenckiego Tupolewa staje się dramatyczna.
- Okazało się, że samolot jest znacznie niżej niż powinien. Opadanie, które powinno być na poziomie trzech metrów na sekundę, było dwa razy większe - mówi Tomasz Hypki ze "Skrzydlatej Polski". Informacje o wysokości, nadawane z wieży kontrolnej, nie uzyskiwały jednak odpowiedzi od samolotu.
Zahaczył o drzewa
W odległości około 1200 metrów od lotniska, samolot jest na wysokości ośmiu metrów. Powinien być co najmniej na 60.
- Przy samolocie ważącym sto ton, z silnikami turbinowymi, podniesienie samolotu do poziomu horyzontalnego byłoby możliwe na wysokości 60 metrów. - W momencie, jak załoga zobaczyła ziemię, być może próbowała wykonać jaki manewr, być może dodanie gazu, próba zwiększenia wysokości - dodaje Hypki.
Samolot ścina drzewo, potem przechyla się na jedną stronę i skrzydłem zahacza o kolejne drzewa. Wyłączają się światła, Tu-154 przelatuje na drugą stronę drogi. O 8.56 rozbija się.
Wielu pilotów mówi, że lotnisko w Smoleńsku jest jednym z bardziej wymagających. Świat lotniczy jest jednak zgodny - za sterami prezydenckiego samolotu siedzieli dobrze wyszkoleni piloci. Pozostaje pytanie: dlaczego zdecydowali się na taki manewr?
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24