- Dzień dobry, czym mogę służyć?- Chciałbym zarejestrować auto.- Oczywiście. Poproszę komplet dokumentów, proszę iść na kawę, obiad albo spacer, przyślemy Panu SMSa jak wszystko będzie gotowe. Miłego dnia.Ameryka? Nie, Warszawa. Wydział Komunikacji Urzędu Dzielnicy Ursynów.
I tak jest naprawdę. W zeszłym roku rejestrowałem samochód. Przyzwyczajony do kilkugodzinnych walk w kilometrowej kolejce, wybrałem się do wzmiankowanego urzędu. - Zapomniałem termosu i kanapek, a z kolejki przecież nie wyjdę - myślałem zmartwiony, przygotowując się do wyprawy. A było - jak wyżej. Procedura zajęła dziesięć minut, po południu przyszedł SMS "Urząd zaprasza po odbiór dowodu". Oniemiałem. Dziś przerejestrowywaliśmy auto żony. Niestety, to już był inny urząd. I powrót do przeszłości. Siódma trzydzieści rano, przed zamkniętymi drzwiami dziarsko moknie kolejka interesantów. O ósmej drzwi się otwierają, kolejka karnie przenosi się do Wydziału Komunikacji. Prowadzą nas strzałki kierujące do "Numeratora". Przeciskamy się korytarzami, w sali obsługi wita nas Numerator. Żywy. Sympatyczna pani wydzierająca kawałki papieru z numerkami. - Gratuluję, ma pan numer 941 - powitała mnie Pani Numerator. Na szczęście kolejka zaczynała się od 890. A potem trzy godzinki w tejże kolejce (w te numerki nikt przecież nie wierzy, to urząd a nie totolotek) i już można złożyć papiery. Ja naprawdę nie rozumiem. Dlaczego w jednym urzędzie można zrobić Amerykę, a w sąsiedniej dzielnicy wciąż Azja Środkowa? Czy to urząd nie potrafi się skomunikować czy obywatele niekumaci? Grunt, że w końcu auto tymczasowo zarejestrowane. Za miesiąc odbieramy właściwy dowód. Już się cieszę i rezerwuję poranek.