Na targach książki katolickiej w Warszawie brałem w sobotę udział w dyskusji na temat związków religii i przemocy. Dyskutowaliśmy wiele o islamie; wyszło na jaw, że mamy na temat wyznawców tej religii zupełnie wypaczone zdanie. Nawet światli ludzie traktują muzułmanów niewiele lepiej niż członków sekty satanicznej, uważają, że wyznają religię głoszącą zło i przemoc. Kiedy powiedziałem, że muzułmanie są przeważnie ludźmi niezwykle pobożnymi, bardzo poważnie traktującymi system wartości, wynikający z nauki płynącej od Allaha (nazywanego przez religie judeochrześcijańskie „Jahwe” lub „Jehową”), przyjęto to jak rewelację.
Zdumiało mnie to, bo w końcu wystarczy albo pojechać do jakiegokolwiek kraju muzułmańskiego, posłuchać kogoś, kto tam był, albo poczytać jedną z miliona książek, poświęconych muzułmanom…
Ale to tylko uwaga na marginesie. To, co wydaje mi się godne odnotowania na tym blogu, to dwa spośród pytań, zadanych przez prowadzącą: „co jest w religii najważniejsze” i „jak sprawić, by wyznawcy różnych religii dogadali się, tak, by w przyszłości uniknąć użycia między nimi przemocy”.
Ciekaw jestem, co Państwo by odpowiedzieli…
Ja na pierwsze z nich odpowiedziałem „Bóg”, ale gdyby odpowiedź ta była prawdziwa, to byłoby to brzemienne w skutki. Bo jeśli rzeczywiście w religiach najważniejszy jest Bóg, to może na drugi plan schodzi sposób, w jaki się go czci? A to trąci herezją, stosem, anatemą…
Na drugie zaś pytanie odpowiedziałem, że w przeszłości poświęciłem sporo czasu na znalezienie historycznych przykładów pokojowego współżycia przedstawicieli różnych religii. Znalazłem tylko jeden, który przetrwał próbę czasu.
Państwo już wiedzą jaki? Gdzie, przez co najmniej półtora tysiąca lat ludzie wyznający różne religie, zarówno mono, jak i politeistyczne, żyli ze sobą w zgodzie i harmonii?
Tak, to Szlak Jedwabny! To licząca sobie niemal 12 tysięcy km droga, biegnąca – jeśli patrzeć od naszej strony – od Aleppo lub Bejrutu przez Damaszek, do Morza Kaspijskiego i dalej, przez Taszkient, Bucharę i Samarkandę wzdłuż północnego skraju pustyni Takla Makan, do X’ian, ówczesnej stolicy Chin.
Wędrówki tym szlakiem rozpoczęły się w II w. p.n.e. i trwały co najmniej do XV wieku, a niektórzy badacze twierdzą, że szlak nigdy nie został porzucony, aż do ostatecznego upadku Cesarstwa Osmańskiego. Przez wszystkie te stulecia, wzdłuż tego traktu, osiedlali się ludzie, na różne sposoby wyznający swoich Bogów. Z codziennego kontaktu tych religii, ogromnych odległości i braku kapłanów, różnice między tymi religiami powoli się zacierały. To, co się wytworzyło, to było odległe od ortodoksji poszczególnych Kościołów, ale miało tę zaletę, że nie owocowało przemocą. I – co równie ważne – zachowało nietknięte pojęcie Boga i żarliwość w oddawaniu mu czci. Widać to dziś na przykładzie Sikhizmu, religii, która łączy w sobie elementy hinduizmu, islamu i chrześcijaństwa… To ludzie pobożni i uczciwi…
Co zatem może oddzielić religie od przemocy? Znienawidzony i powszechnie krytykowany synkretyzm religijny. Synkretyzm to termin użyty przez Plutarcha na określenie Kreteńczyków, którzy porzucili istniejące między nimi różnice, by zwalczać jednego wroga. Stosując lligike Plutarcha - jeśli wrogiem jest przemoc i nienawiść, to sposobem na ich pokonanie jest synkretyzm.