Wypadł z zakrętu, zjechał ze skarpy i wylądował w strumyku. Taki jest finał pijackiego rajdu kierowcy tira, który nad ranem w Głogowie (woj. dolnośląskie) wpadł do urwiska. Dosłownie kilka metrów dzieliło auto od biegnącej obok rury z gazem. Na szczęście nie doszło do wybuchu.
Do wypadku doszło w sobotę o 1.30 w nocy. Jak tłumaczy rzecznik głogowskiej policji, kierowca tira służącego do przewozu wiatraków, jadąc ulicą Piastowską stracił panowanie nad autem. - Zamiast skręcić, pojechał prosto i spadł w strumyk - mówi portalowi tvn24.pl mówi Bogdan Kaleta z miejscowej policji.
Jak się okazało, 36-letni kierowca ciężarówki był pijany. - Miał 1,8 promila alkoholu we krwi - dodaje Kaleta. Kierowca trafił do szpitala, gdzie przebywa na obserwacji. - Kiedy wytrzeźwieje, będziemy mogli go przesłuchać - mówi policjant. - Mamy do niego pretensje jednego rodzaju: dlaczego jechał pijany? - dodaje Kaleta. Za prowadzenie auta w takim stanie, grozi kierowcy do dwóch lat więzienia.
Tuż obok rury z gazem
Naczepę ze strumyka specjalistycznym dźwigiem udało się wyciągnąć dopiero dziesięć godzin po zdarzeniu. Więcej czasu zajęło wyciągnięcie kabiny, ale i z tym problemem udało się już poradzić.
Tuż obok miejsca wypadku zlokalizowana jest rura z gazem. Na szczęście nie została ona uszkodzona i obyło się bez wybuchu.
Informację o kraksie oraz zdjęcia otrzymaliśmy na platformę Kontakt TVN24 od internauty Marcina.
Źródło: Kontakt TVN24
Źródło zdjęcia głównego: internauta Marcin