Na pierwsze komunie wydamy w tym roku rekordową kwotę ponad miliarda złotych, zapowiada "Metro".
Analitycy są zgodni: gałąź gospodarki związana z biznesem pierwszokomunijnym z roku na rok rośnie. Z raportu opublikowanego niedawno przez serwis Chistian.com wynika, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych biznes komunijny jest już wart 5 mld dol. To tylko niecałe 2 mld mniej niż łączne roczne przychody tzw. branży ślubnej. Na dobre minęły więc czasy, gdy pierwsza komunia była razem z chrztem i bierzmowaniem wliczana do tych kościelnych sakramentów, których biznes nie lubił. W Polsce, gdzie sezon komunijny właśnie się zaczyna, wydatki też rosną z roku na rok. Choć o tak dokładne wyliczenia jak w Ameryce nikt się nie postarał, to szacunkowe koszty łatwo policzyć. Nawet gdy rodziny wszystkich z ponad 400 tys. tegorocznych dzieci przystępujących do pierwszej komunii zdołają zamknąć się w niższym progu prognozowanych wydatków na ubranka, przyjęcia i prezenty, w sumie wydadzą razem co najmniej 750 mln zł, oblicza "Metro". Ale gdy doliczymy do tego obowiązkowy zakup specjalnej pierwszokomunijnej świecy, książeczki do nabożeństwa, karty „Pamiątka Pierwszej Komunii”, fotografa (150 zł) i wynajęcie limuzyny, którą dziecko dojedzie do kościoła, to trzeba się liczyć z wydatkiem dwukrotnie większym. - Przyznaję, że my, księża, przegraliśmy tę bitwę z konsumpcjonizmem. Stoimy bezradni i nie mamy pomysłu, jak temu zaradzić, mówi ks. prałat Józef Maj z parafii św. Katarzyny na warszawskim Służewie. - Komunie święte nie powinny iść w stronę biznesu. To wina rodziców. Mogliby dać te pieniądze na cele charytatywne, wtedy byłoby to godne pochwały.
Źródło: "Metro"