Przełęcz miedzy Kabulem a Baghram zatrzymała radzieckich sołdatów na trzy lata. Ofensywa żołnierzy z czerwoną gwiazdą utknęła na dwóch tysiącach metrów i była gwoździem do trumny generałów obiecujących władcom Kremla szybki i skuteczny podbój Afganistanu.
Jadąc górską drogą do centrum operacji antyterrorystycznej z respektem przyglądaliśmy się terenom na których od lat wszyscy walczą ze wszystkimi. Widok był tak imponujący, że na chwilę pozwalał zapomnieć o strachu z którym wsiadaliśmy do samochodu i który wzmogła nieoczekiwana zmiana trasy zarządzona przez naszego afgańskiego kierowcę. Kiedy patrzy się na Afganistan – i zza szyby jeepa, i z pokładu wojskowych samolotów – łatwo zrozumieć dlaczego kolejne armie ponoszą tu klęskę. Wysokie góry, niedostępne przełęcze i ścieżki znane tylko Pasztunom czynią z tego kraju twierdzę trudną do zdobycia i podboju. Bardzo łatwo stracić tu orientację. Tak w górach jak i w afgańskich wsiach. Doświadczyliśmy tego wjeżdżając do wioski leżącej tuż przy bazie ISAF-u. Z bramy numer 1 – nieczynnej od czasu przeprowadzonego tu zamachu na Dicka Cheneya - skierowano nas do bramy numer 3. Próbowaliśmy tam dotrzeć jadąc miedzy lepiankami i sklepikami z wiszącym na hakach, oblepionym nieprawdopodobną ilością much mięsem. Po 40 minutach kluczenia w zaułkach pełnych umorusanych dzieciaków i nieprzyjaźnie patrzących Afgańczyków zgodnie uznaliśmy, że pora się przyznać do klęski. Zanim zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie dotarli do nas żołnierze z bazy. Tempo w jakim przerzucali nasze plecaki do wojskowych terenówek i nerwowe okrzyki ubezpieczających akcję żołnierzy – chyba po raz pierwszy tak dobitnie – uświadomiły mi, że wszyscy ci uzbrojeni po zęby faceci nie przyjechali tu na wycieczkę. Życie w bazie toczy się uporządkowanym, charakterystycznym dla wojska rytmem. Przerywa go tylko czerwony alarm zapędzający wszystkich do schronów. Wojenna rzeczywistość oszczędziła nam tych atrakcji choć Darek Prosiecki spędził pośród betonowych ścian i worków z piaskiem poniedziałkowy poranek. Kolejka wiszących w powietrzu wojskowych i cywilnych maszyn przypomina największe lotniska świata. Tyle, że na Heatrow czy we Frankfurcie lądujące samoloty nie odpalają z pokładowych działek przypominających fajerwerki flar. No i rzadko spotyka się tam Apache i F 16. Po 10 godzinach ostrego tempa i fantastycznej pracy Arcziego, Sławka i wielu osób w Warszawie mogłem powiedzieć: dobry wieczór, witamy z bazy Baghram, zapraszam na Fakty, na żywo, z Afganistanu. Warto pracować dla takich chwil.