Będą kłopoty z biletami - ostrzega "Życie Warszawy". Już w weekend trudno było kupić bilet komunikacji miejskiej.
Kierowcy i motorniczy już nie sprzedawali starych, a jeszcze nie mieli nowych. Kioskarze zbuntowali się przeciw obniżce marży i nie zamówili kartoników. A automaty w metrze były nieczynne.
Od dzisiaj więcej płacimy za bilety. Jednorazowy zdrożał z 2,40 do 2,80 zł, tygodniowy z 7,20 do 9 zł, a 60-dniowy – z 66 do 78 zł. Na dodatek wielu pasażerów stanie się dziś mimo woli gapowiczami. Kłopoty zaczęły się już w weekend.
Sobota, godz. 10.30. Kiosk przed ratuszem Bemowa. Po bilety stoi "ogonek" pasażerów. Z kodowaniem karty miejskiej nie ma problemu. Gorzej z nowymi biletami na kartonikach. "Jednorazowe? Nie mam. Będą w poniedziałek. To znaczy może będą" – mówi kioskarka.
Nawet na Dworcu Centralnym nowe bilety można było kupić tylko w jednym kiosku. Skąd niechęć kioskarzy do nowych kartoników? "Przy okazji podwyżki doszło do obniżki marży. Sprzedaż biletów zupełnie się nie opłaca" – skarży się Krzysztof Mikołajczyk ze Zrzeszenia Niezależnych Sprzedawców Prasy.
"Obniżyliśmy marżę, ale bilet jest droższy. Przychód kioskarzy się nie zmniejszy. To dla dobra budżetu" – broni się Michał Dąbrowski z ZTM. "ŻW" obliczyło. Przed podwyżką kioskarze dostawali 5 proc. od każdego sprzedanego biletu. Na każdym jednorazowym zarabiali 12 groszy. Od dzisiaj jest to 3,5 proc. Dla biletu za 2,80 zł będzie to niecałe 10 groszy. Zysk mizerny, a kioskarz musi za bilety zapłacić z góry, zamrażając pieniądze na kilka miesięcy.
Mikołajczk nie wyklucza, że w tej sytuacji kioskarze będą odmawiali sprzedaży biletów. Wtedy pasażerowie mogą liczyć na kierowców, ale tylko teoretycznie.
Źródło: "Życie Warszawy"