Łódzcy nauczyciele czekają z niecierpliwością na obiecane przez ministra Giertycha podwyżki. Niestety większość samorządów nie ma jeszcze pieniędzy na ich wypłatę, a obiecane przez rząd kwoty i tak nie będą wystarczające - pisze "Dziennik Łódzki"
Nauczyciele czekają na podwyżki, a tymczasem urzędnicy się głowią, skąd wziąć pieniądze. Ile ich potrzeba, każdy samorząd dopiero skrupulatnie przelicza. W Sieradzu wyszło, że zabraknąć może około 300 tys. zł.
– Pieniędzy na pewno nie wystarczy – mówi Marta Blada, asystent prasowy prezydenta Bełchatowa. – Wyliczyliśmy, że na samo wyrównanie od stycznia przeznaczyć musimy około 600 tysięcy złotych. Skąd więc samorządy wezmą pieniądze? Odpowiedź jest prosta: z budżetu, ale tego własnego. Wyższe pensje mogą być wypłacone kosztem budowy kolejnych odcinków dróg, sal gimnastycznych... Bo jak mówi Marek Chrzanowski, prezydent Bełchatowa, podwyżki bez względu na wszystko trzeba wypłacić.
– To może oznaczać niezrobienie remontu jakiejś drogi, chodnika czy jeszcze czegoś innego – wylicza Marek Chrzanowski. – Mamy do wykonania pilne naprawy sanitariatów w Szkole Podstawowej nr 3. Są naprawdę w opłakanym stanie. Prace pewnie się jednak opóźnią. Podwyżki musimy wypłacić, a dopiero później poszukać pieniędzy na remont łazienek.
O pieniądze nie musi się martwić Łódź. Zdaniem Jacka Człapińskiego, dyrektora Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Łodzi, subwencja oświatowa ma być wystarczająca i miasto nie zamierza finansować podwyżek dla 8 tys. nauczycieli z własnych środków.
– Łódź jest w o tyle specyficznej sytuacji, że jako miasto na prawach powiatu może korzystać z subwencji przyznanej powiatowi. A ta jest o wiele wyższa niż podwyżki, które musimy wypłacić – mówi Jacek Człapiński. – Nie wiem, według jakiego klucza to wyliczono, bo na to pytanie jeszcze nam ministerstwo nie odpowiedziało. Być może nastąpiły przesunięcia środków pomiędzy gminami a powiatami i te pierwsze mają za mało, a te drugie za dużo. My w każdym razie możemy pozwolić sobie na przesunięcie pieniędzy pomiędzy powiatem a gminą.
W Piotrkowie Trybunalskim, który także jest miastem na prawach powiatu, pieniędzy wystarczy na same podwyżki, ale zabraknie ich na nadgodziny, staże i odprawy.
– W piotrkowskich szkołach 85 procent kadry to nauczyciele mianowani i dyplomowani, którzy najlepiej zarabiają. To chyba najwyższy wskaźnik w województwie – tłumaczy przyczynę kłopotów Marta Skórka z zespołu prasowego piotrkowskiego urzędu.
Źródło: "Dziennik Łódzki"