"Boyhood" Richarda Linklatera - w zgodnej opinii krytyków jak najbardziej zasłużenie - zdobył Złoty Glob w kategorii: nalepszy film dramatyczny. Najlepszym filmem komediowym nie został faworyzowany "Birdman" Inarritu, ale świetny "Grand Budapest Hotel" Wesa Andersona. Niespodzianek było więcej, wśród nich - brak statuetki dla polskiej "Idy".
"Boyhood" to podwójny zwycięzca tegorocznej edycji Złotych Globów. Nie tylko został najlepszym filmem dramatycznym, ale także jego twórca Richard Linklater pokonał w walce o miano najlepszego reżysera Alejandro Gonzaleza Inarritu, Wesa Andersona i Davida Finchera. Rewelacyjna w roli matki głównego bohatera Patricia Arquette została najlepszą aktorką drugiego planu.
Dwie nagrody otrzymał "Birdman" Gonzaleza, ale na twarzach twórców widać było rozczarowanie brakiem wyróżnienia dla najlepszej komedii/musicalu (umieszczenie filmu w tej kategorii zamiast wśród dramatów wywołało wcześniej spore zdziwienie). Zasłużenie odebrał nagrodę za główną rolę męską Michael Keaton, a za najlepszy scenariusz - trójka twórców z Gonzalezem na czele.
Tak, jak przewidywano, najlepszą aktorką pierwszoplanową została Julianne Moore za rolę w "Still Alice". Wcieliła się w postać profesor lingwistyki, który w wieku 50 lat zapada na chorobę Alzheimera. Stworzyła wielka, choć bardzo oszczędną kreację. Pokonała m.in. Jenniffer Aniston ("Cake") i Rosamunde Pike ("Zaginiona dziewczyna").
Największym przegranym imprezy okrzyknięto „Grę tajemnic", która mimo pięciu nominacji nie dostała żadnej nagrody.
Eksperyment na nas samych
W tym roku nie było wątpliwości co do głównej nagrody: "Boyhood" to bez wątpienia jeden z najważniejszych amerykańskich obrazów nie tylko minionego roku. I główny kandydat do Oscarów.
Eksperymentalna w formie opowieść reżysera, którego znamy z miłosnej trylogii "Przed wschodem słońca", "Przed zachodem słońca" i "Przed północą" w jakimś sensie jest kontynuacją tamtego sposobu opowiadania Linklatera. Jej niezwykłość tkwi natomiast w tym, że reżyser kręcił ją 12 lat, pozwalając dorastać (i starzeć się) bohaterom wraz z filmem. Skrzykiwał ekipę co roku na kilka dni, aranżując kolejne wydarzenia związane z upływem czasu i z dojrzewaniem postaci. Powstało dzieło fascynujące, inne od wszystkiego, co dotąd widzieliśmy w kinie, przejmująco prawdziwe - pozbawione fajerwerków i gwałtownych zwrotów akcji, a jednak głęboko poruszające.
W tym niebywale subtelnym filmie, opowiadającym o - zdawałoby się - banalnym życiu, znajdziemy wszystko, co ważne dla każdego z nas: niewinność wieku dziecięcego, pierwsze zauroczenia, ale i rozczarowania, okres młodzieńczego buntu, wreszcie motyw wyfruwania z gniazda, rozluźniania więzi z rodzicami. Równolegle przyglądamy się życiu dorosłych i temu, jak i oni też się zmieniają. Choć tak naprawdę wniosek płynący z filmu Linklatera jest odwrotny: to świat się zmienia, a ludzie od pokoleń, niezależnie od epoki pozostają tacy sami.
Wielkie zaskoczenia
Największe niespodzianki (prócz zaskoczenia porażką polskiej "Idy" w kategorii: film nieanglojęzyczny) mieliśmy jednak w kategoriach telewizyjnych, gdzie nastąpiła zmiana warty. Nie zdziwiła jedynie nagroda dla "Fargo"– najlepszego miniserialu. Nareszcie wygrał Kevin Spacey za "House of Cards" i Joanne Froggatt za "Downton Abbey", ale resztę nagród rozdzielono między nowe, debiutanckie seriale.
Dwie nagrody zdobył nieznany u nas "Transparent". Jest to pierwsza produkcja Amazonu nagrodzona Złotymi Globami. Również dwie statuetki ma na koncie "The Affair". Mimo czterech nominacji bez nagrody wieczór zakończył "Detektyw", którego druga seria właśnie powstaje, a piękny Matthew McConnaughey został pokonany przez Spaceya.
Zaskoczeniem było zwycięstwo w kategorii najlepszy aktor dramatyczny Eddiego Redmayne’a , kreującego postać wybitnego fizyka Stephena Hawkinsa w filmie "Teoria wszystkiego", podczas gdy pewniakiem wydawał się Jake Gyllenhaal za rolę w "Wolnym strzelcu".
Autor: Justyna Kobus//rzw / Źródło: Golden Glob,tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA