Działanie na szkodę resortu obrony narodowej i zbrojeniowego koncernu PGZ - takie między innymi czyny zarzuca prokurator Bartłomiejowi M., byłemu rzecznikowi MON i byłemu szefowi gabinetu politycznego ministra obrony narodowej. Dotarliśmy do szczegółów trzech zarzutów, jakie śledczy z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu przedstawił Bartłomiejowi M.
Niegospodarność, fałszowanie dokumentów i powoływanie się na wpływy - takie zarzuty przedstawili śledczy byłemu rzecznikowi MON Bartłomiejowi M. oraz byłemu posłowi PiS Mariuszowi Antoniemu K.
Sąd uznał, że dla dobra śledztwa M. musi pozostawać za kratkami aresztu tymczasowego. Inaczej zdecydował w przypadku byłego posła, którego wypuścił na wolność.
Dziennikarz tvn24.pl dotarł do szczegółów zarzutów przedstawionych przez śledczych M. i K.
Wpływy w MON
- Bartłomiej M. wiedział, że resort chce zorganizować, po raz pierwszy, duże wydarzenie o nazwie "Narodowa Wystawa Militarna". Wiele centrów wystawienniczych z całego kraju starało się, by taka prestiżowa i przynosząca dochód impreza odbyła się właśnie u nich - mówi tvn24.pl jedna z osób zaangażowanych w śledztwo.
Jak wynika z informacji ze śledztwa, M. prowadzący działalność doradczą w ramach założonej przez siebie firmy "BMM" oraz były poseł PiS Mariusz Antoni K. podjęli starania, by wystawa trafiła do dużego podwarszawskiego centrum wystawienniczego. Z właścicielami centrum umowę podpisał Mariusz Antoni K. i otrzymał za to w sumie nieco ponad 92 tysiące złotych.
"Następnie część z uzyskanych środków, w kwocie 56 tysięcy złotych, przekazał na rzecz Bartłomieja M." - wyliczył w uzasadnieniu zarzutów prokurator prowadzący śledztwo.
Na czym miało polegać przestępstwo popełnione przez Bartłomieja M.? W ocenie prokuratora przed właścicielami centrum wystawienniczego miał on powoływać się na wpływy w resorcie obrony narodowej.
"W celu osiągnięcia korzyści majątkowej dla siebie i Mariusza Antoniego K., powołując się na wpływy w MON oraz wywołując przekonanie u osób reprezentujących spółkę [wystawienniczą - red.], podjął się pośrednictwa w załatwieniu [wydarzenia - red.] dla wymienionej spółki, związanej z objęciem przez Ministra Obrony Narodowej patronatu honorowego nad przedsięwzięciem o nazwie 'Narodowa Wystawa Militarna'" - napisał prokurator.
Chcieliśmy porozmawiać na ten temat z przebywającym na wolności byłym politykiem, ale nie odpowiedział na nasze liczne próby kontaktu. Jego obrońcy również.
Były rzecznik MON jest odizolowany w areszcie tymczasowym. Kontakt mają z nim wyłącznie prokurator, agenci CBA, którzy go przesłuchują i jego adwokat.
Mecenas Luka Szaranowicz, obrońca w postępowaniu Bartłomieja M., w komentarzu przesłanym tvn24.pl stwierdził: "Mój mocodawca nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów, współpracuje z prokuraturą, składając wyjaśnienia. Trzeba zaznaczyć, że jego sytuacja jest nierówna z pozostałymi osobami, którym przedstawiono zarzuty w tej samej sprawie. Oni przebywają na wolności, mój klient w areszcie tymczasowym. Formułujemy wnioski dowodowe, które mają na celu ustalenie pełnego obrazu badanych przez prokuraturę zdarzeń, co może w następstwie doprowadzić do oczyszczenia z zarzutów Bartłomieja M." - wskazał.
Rola dyrektor Agnieszki M.
Jak wynika z ustaleń śledztwa, ważną rolę w interesach Bartłomieja M. odgrywała zastępca dyrektora departamentu edukacji w MON Agnieszka M. Ona również została zatrzymana przez agentów CBA. Prokurator postawił jej serię zarzutów, lecz sąd nie zgodził się na jej aresztowanie.
- Gdy M. został zwolniony z ministerstwa, pozostała tam jego okiem i uchem - usłyszeliśmy od jednego ze śledczych. - Wiemy, że pomagała mu dyskretnie wchodzić do resortu tak, by nawet minister Antoni Macierewicz o tym nie wiedział.
"[Agnieszka M. - red.] przekroczyła swoje uprawnienia w ten sposób, że przekazywała osobie nieuprawnionej - Bartłomiejowi M. - szczegółowe informacje związane z kwestią procedowania patronatu Ministra Obrony Narodowej nad przedsięwzięciem o nazwie "Narodowa Wystawa Militarna" i postępu prac w tym zakresie" - napisał prokurator nadzorujący śledztwo.
Co więcej, jak odtworzyli agenci CBA, musiała zmienić zdanie, gdyż początkowo dla ministra zaopiniowała negatywnie pomysł organizacji "Narodowej Wystawy Militarnej". "Następnie, po interwencji Bartłomieja M. zmieniła zdanie i zaopiniowała je [przedsięwzięcie - red.] pozytywnie, czym działała na szkodę interesu publicznego" - brzmi fragment z uzasadnienia zarzutów karnych dla Agnieszki M.
Ostatecznie wystawa nie została zorganizowana, choć powstała nawet specjalna strona internetowa jej dedykowana. Ostatni wpis informuje, że "Narodowa Wystawa Militarna" została przełożona z października 2017 na 2018 rok.
"Pułkownicy tytułowali go ministrem"
Na innej operacji, którą według śledczych nadzorował Bartłomiej M., a także wicedyrektor Agnieszka M., koncern zbrojeniowy PGZ miał stracić dwa miliony złotych. W czasie, kiedy miało do tego dojść, Bartłomiej M. pełnił funkcję rzecznika ministerstwa i szefa gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza.
- "Misiek" mógł jeszcze wszystko, to był czas, gdy pułkownicy tytułowali go ministrem, a generałowie tracili stanowiska, jeśli nie odebrali połączenia - mówi nam osoba znająca pełne akta śledztwa.
Również w tym przypadku chodziło o wystawę - tym razem organizowaną na targach "Pro Defence", które w 2016 roku odbyły się w centrum wystawienniczym Expo Mazury w Ostródzie. Według śledczych koncern PGZ przepłacił niemal dwa miliony złotych za budowę stoisk na te targi.
Istotną rolę miał odegrać tutaj Radosław O., który pełnił funkcję wiceprezesa zarządu największej polskiej firmy zbrojeniowej. Zawdzięczał swoją karierę właśnie Bartłomiejowi M. Radosław O. jest mężem właścicielki apteki "Aronia" z podwarszawskich Łomianek. M. pracował w niej, zanim trafił do ministerstwa obrony narodowej.
Jak ocenił prokurator, wiceprezes Radosław O. "na polecenie Bartłomieja M. oraz Agnieszki M. nadużył udzielonych mu uprawnień wiceprezesa zarządu PGZ SA". W efekcie jego działań zarząd koncernu zaakceptował płatności dla Expo Mazury na kwotę 2,5 miliona złotych. Realny koszt organizacji ekspozycji miał wynieść zaledwie kilkaset tysięcy złotych.
Koncert przeniesiony do hotelu
Według śledczych również organizacje patriotycznych imprez stały się dla Bartłomieja M., wicedyrektor Agnieszki M. i menedżerów z grupy PGZ okazją dla wyprowadzenia pieniędzy. Według ustaleń śledczych chodziło o "Koncert Głos Wolności" organizowany na placu Piłsudskiego w Warszawie w czerwcu 2016 roku oraz o multimedialną wystawę związaną z obchodami wydarzeń z czerwca 1976 roku w Radomiu. Organizacją obydwu miało się zająć prywatne stowarzyszenie "Propter bonum Reipublicae".
Według śledczych z CBA, podstawą do wypłacenia pieniędzy stowarzyszeniu przez koncern PGZ była fikcyjna umowa na "usługi szkoleniowe" o wartości niemal ponad 700 tysięcy złotych. Pieniądze zostały wypłacone, choć jak pisze prokurator: "pomimo, że usługa wystawy multimedialnej nie została zrealizowana, zaś Koncert 'Głos Wolności' nie odbył się na Placu Piłsudskiego w Warszawie, lecz został przeniesiony do hotelu, którą to dodatkową usługę w wysokości 36 tysięcy [złotych - przyp. red.] w całości pokryła spółka PGZ" - brzmi uzasadnienie zarzutów oszustwa i nadużycia zaufania.
"Śledztwo jest dalekie od zakończenia"
Z ustaleń i dokumentów śledztwa wynika, że prezes zarządu koncernu zbrojeniowego, Arkadiusz Siwko, był wprowadzany w błąd przez Bartłomieja M., dyrektor Agnieszkę M. oraz działającego z nimi wiceprezesa zarządu i dwóch wysokich menadżerów koncernu.
- Zarzuty, które dotychczas zostały sformułowane, dotyczą interesów zaledwie z kilkoma podmiotami. Tymczasem, gdy agenci CBA zatrzymywali Bartłomieja M. i pozostałych, to weszli na przeszukania do kilkunastu firm. To oznacza, że śledztwo jest dalekie od zakończenia i wkrótce mogą się pojawić kolejne zarzuty - mówi nam prokurator z Prokuratury Krajowej, prosząc o zachowanie anonimowości.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24