Marek Falenta, główny podejrzany w aferze podsłuchowej, był współpracownikiem trzech służb: ABW, CBA i policyjnego CBŚ, które nawzajem o sobie nie wiedziały - pisze "Gazeta Wyborcza".
"GW" przypomina, że w czasie, gdy Falenta miał zlecać nagrywanie polityków i biznesmenów w warszawskich restauracjach, oficerowie ABW z Dolnego Śląska prowadzili z nim "dialog operacyjny", traktując go jako wiarygodnego informatora.
Po wybuchu afery podsłuchowej - jak pisze "GW" - szef ABW gen. Dariusz Łuczak powołał zespół do przeanalizowania relacji Falenty z wrocławską delegaturą. Kontrolerzy ustalili, że ABW rozpracowywała Falentę w latach 2003-11 (chodziło o działalność jego spółki Electus, która skupowała długi szpitalne oraz wyłudzenia kredytów).
W 2011 r. Falenta ze statusu "figuranta" - nieformalnie podejrzanego - uzyskał status "dialoganta", czyli osobowego źródła informacji. To, co przekazywał - jak pisze "GW" - nie miało wartości, były to głównie fałszywe donosy na konkurencję. Choć nie wszczęto żadnego śledztwa, dialog" był kontynuowany.
Jak przypomina "GW", prowadzący sprawy Falenty kpt. Bogusław T. odszedł ze służby na emeryturę i znalazł pracę u Falenty właśnie.
Kontrolerzy z ABW - jak pisze gazeta - stwierdzili, że relacje z Falentą łamały przepisy o pracy ze źródłami oraz że zawiódł nadzór, który powinien był przerwać bezowocną współpracę. Gen. Łuczak zwolnił szefa delegatury we Wrocławiu i kilku jej naczelników.
Prokuratorskie zarzuty
Falenta - jak pisze "GW" - współpracował też z CBA. On oraz emerytowany kpt. Bogusław T. przekazywali agentom z Wrocławia informacje z nagrań. Pracę straciło kilka osób z wrocławskiego CBA. Biuro zapewnia, że nie wiedziało o podsłuchach. Najmniej - jak pisze "GW" - wiadomo o relacjach Falenty z CBŚ. Rozpracowywał go, a potem prowadził jako "źródło" Krzysztof S. z delegatury w Lublinie. Potem S. odszedł na emeryturę. Jest teraz prywatnym detektywem pracującym dla Falenty.
S. usłyszał prokuratorskie zarzuty w związku z nielegalnym nagrywaniem biznesmenów konkurujących z Falentą w imporcie węgla z Rosji oraz przekazywaniem Falencie policyjnych danych.
Odnosząc się do doniesień "GW", Robert Horosz z zespołu prasowego CBŚ poinformował, że Krzysztof S. nigdy nie był funkcjonariuszem Centralnego Biura Śledczego.
"Tyle kłamstw"
Falenta zapowiedział, że odpowie na "rewelacje" "Gazety Wyborczej" na swoim blogu. "Jest tyle kłamstw w tym artykule, że zajmie to całą dobę. Tu nie chodzi o prawdę, tylko żeby kłamstwo GW stało się prawdą" - napisał na Twitterze.
Dodał, że autor "GW" znowu zapomniał o rzetelności dziennikarskiej i nie zapytał go o te "rewelacje".
"Nie było gry między służbami"
Minister-koordynator służb specjalnych Marek Biernacki, komentując wiadomość, że Falenta współpracował zarazem z ABW, CBA i CBŚ powiedział, że nie było gry między służbami specjalnymi.
- Mogę tylko powiedzieć, że wszystkie procedury ws. przepływu informacji zostały zachowane. Nie było gry między służbami ws. Falenty - oświadczył Biernacki. Szczegółów nie ujawnił, powołując się na ich tajny charakter. Z tych samych powodów nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy Falenta był informatorem ABW, CBA i policyjnego CBŚ. - Ale wiadomo, że te służby interesowały się panem Falentą - każda z nich z innych powodów - dodał minister-koordynator.
Rzecznik ABW płk Maciej Karczyński potwierdził, że szef ABW "polecił przeprowadzić wewnętrzną kontrolę mającą na celu wyjaśnienie kontaktów funkcjonariuszy z Falentą i ich charakteru". Jej wyniki po zakończeniu przekazano prowadzącym postępowanie. Nie chciał jednak podać żadnych szczegółów.
Zaznaczył tylko, że gen. Łuczak zwolnił z tajemnicy służbowej wszystkich funkcjonariuszy występujących w śledztwie ws. podsłuchów. Wskazał, że ABW od samego początku ściśle współpracuje z prokuraturą. - Wszelkie materiały, o które zwróciła się prokuratura, zostały natychmiast jej przekazane - dodał.
Karczyński zapewnił ponadto, że ABW "działa zgodnie z obowiązującymi przepisami".
Autor: mac//gak / Źródło: Gazeta Wyborcza, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24