Jego krew ma inny kod genetyczny niż jego włosy. Dwa różne DNA znaleziono w ciele Grzegorza G., podejrzanego o zabójstwo 23-latki. Genetycy przyznają, że taka biologiczna chimera jest możliwa, a śledczy, że był moment, iż podejrzewane w sprawie były... dwie osoby.
O ustaleniach biegłych z zakresu genetyki, zeznających przed gdańskim sądem, napisała "Gazeta Wyborcza".
Choć wydaje się to historią z pogranicza science-fiction, to naukowcy przyznają, że może się zdarzyć, że tak jak u Grzegorza G. krew i pozostałe tkanki w ciele mają różne cechy DNA. Pochodzą od co najmniej dwóch mężczyzn. 30-latek kilka lat temu przeszedł bowiem przeszczep szpiku kostnego w ramach terapii onkologicznej.
- Gdy proces leczenia nie przebiega prawidłowo, zdarza się, że odradzają się komórki krwi biorcy. Mogą to być komórki zdrowe, nowotworowe lub takie i takie. Obecność DNA dwóch mężczyzn w organizmie oskarżonego jest jak najbardziej możliwa - zeznał cytowany przez "Gazetę" prof. Ryszard Pawłowski z Zakładu Medycyny Sądowej w Gdańsku.
Kto zabił?
To spowodowało, że śledczy mieli problem z ustaleniem sprawcy zbrodni w 2011 roku. Wprawdzie ślady wskazywały na Grzegorza G. (w jego samochodzie i na ubraniu ofiary znaleziono m.in. ślady krwi), ale badania genetyczne stwierdzały, że krew pochodzi od dwóch różnych osób.
Sprawa się skomplikowała, bo mogło okazać się, że sprawcą morderstwa nie jest Grzegorz G. a ktoś zupełnie inny. Policjantom udało się ustalić, że Grzegorz G. przeszedł przeszczep szpiku.
- Gdyby nasi eksperci nie ustalili w końcu, że podejrzany był po przeszczepie szpiku, to trudno powiedzieć, jak zakończyłoby się tamto śledztwo. To przypadek niezwykły, gdy w jednym człowieku istnieją dwa materiały genetyczne - mówił rok temu w wywiadzie dla "GW" mł. inspektor Janusz Skosolas, szef laboratorium kryminalistycznego KWP w Gdańsku.
Poznali się w szpitalu
Do zabójstwa doszło 6 listopada 2011 r. 23-letnia studentka Kamila B., mieszkanka Gdańska, wyszła tego dnia z domu na spotkanie z Grzegorzem G. Oboje poznali się w szpitalu, gdzie kobieta pracowała jako wolontariuszka w akcji oddawania szpiku kostnego. Grzegorz G. był natomiast chory na białaczkę i czekał na dawcę szpiku kostnego.
Gdy do następnego dnia 23-latka nie wróciła do domu, rodzina zawiadomiła policję o jej zaginięciu.
Dzięki zapisom monitoringu rejestrującego ruch na drodze w leżącej pod Gdańskiem miejscowości Żukowo, ustalono, że w dniu zaginięcia kobieta jechała autem z Grzegorzem G. z Gdańska w stronę Kościerzyny. Po godzinie auto ponownie zostało zarejestrowane przez kamery - wracało do Gdańska, a jechał nim tylko kierowca - Grzegorz G.
Mężczyznę zatrzymano i postawiono zarzut zabójstwa. Na jego ubraniu oraz w aucie znaleziono ślady krwi.
Zwłoki znaleziono w lesie
Po 10 dniach śledczy ustalili miejsce ukrycia zwłok. Ciało kobiety zostało zakopane w lesie k. Kartuz.
Sekcja zwłok wykazała na jej ciele drobne rany. Przyczyną śmierci było uduszenie paskiem. Śledczy przypuszczają, że Grzegorz G. mógł zabić kobietę, bo nie chciała się z nim spotykać.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: md/i / Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto
Źródło zdjęcia głównego: TVN24