TVN24 dotarła do stenogramu rozmowy matki skatowanej trzymiesięcznej Nadii z dyspozytorem pogotowia. - Dziecko jest całe sine, ale to nie od bicia. (...) I nawet sreduszko nie bije - mówiła w poniedziałek przed godz. 9 19-letnia kobieta podejrzana o zabójstwo córki. Niemowlę nie żyło wtedy już od kilku godzin. Żeby ukryć czas zgonu rodzice dziewczynki podgrzewali jej ciało grzejnikiem.
Matka Nadii już na wstępie rozmowy z dyspozytorem, uzasadniając wezwanie pogotowia, zastrzegła: Dziecko jest całe sine, a to nie jest od bicia". Pytana, poinformowała, że dziecko nie oddycha i "nawet serduszko nie bije".
Dyspozytor zaczął dopytywać, od kiedy dziecko znajduje się w takim stanie. Matka powiedziała, że zorientowała się po wstaniu z łóżka: "było coś nie tak, bo zawsze ona rano nam robiła pobudki i zawsze płakała, żeby dać jej cyca, albo jej pampersa zmienić" - mówiła 19-latka.
Pracownik pogotowia wysłał pod wskazany adres karetkę, a matkę niemowlęcia, przez telefon, zaczął instruuować jak ratować życie dziecka. Nie wiedział, że trzymiesięczna Nadia nie żyje od kilku godzin.
Niezainteresowana pierwszą pomocą
Zanim matka Nadii dowiedziała się jak reanimować córkę, niemal odłożyła słuchawkę. Powstrzymał ją dyspozytor:
"- Dobrze, dziękujemy ślicznie.
- Ale halo!
- Tak?
- Podłożyć to pod łopatki i uciskać dwoma palcami pośrodku klatki piersiowej dziecka."
Kiedy dyspozytor wypytywał, czy umie ona robić wdechy, odpowiedziała "tak". Przy każdej kolejnej instrukcji powtarzała "dobrze".
Podgrzewali dziecko grzejnikiem
Jak nieoficjalnie dowiedział się reporter TVN24, rodzice Nadii mieli świadomość, że ich córka nie żyje od jakiegoś czasu, bo żeby ukryć czas zgonu ogrzewali ciało córki grzejnikiem elektrycznym. Te doniesienia potwierdziła wstępnie prokuratura.
Według biegłych dziecko zmarło w nocy z niedzieli na poniedziałek, bądź we wczesnych godzinach porannych. Rodzice na pogotowie dzwonili przed godz. 9.
Grozi im dożywocie
Zarówno 19-letnia matka, jak 26-letni ojciec Nadii usłyszeli zarzut zabójstwa trzymiesięcznego niespełna dziecka. W środę zostali aresztowani.
Wyniki sekcji zwłok dziewczynki były szokujące. Dziecko miało obrzęk mózgu i liczne krwiaki. Miało też połamanych sześć żeber. Nadia była bita od dłuższego czasu.
Do bicia dziewczynki przyznał się podczas przesłuchań prokuratorskich jej 26-letni ojciec. Przyznał, że bił dziewczynkę, żeby ją uciszyć, kiedy płakała. Zeznał, że Nadia mogła też być bita przez matkę.
19-letnia matka nie przyznaje się do winy i podkreśla, że była dobrą matką. Jak powiedziała śledczym, wiedziała, że konkubent bije ich wspólne dziecko i starała się temu przeciwdziałać.
Z zeznań kobiety wynika, że nie poszła w ostatni weekend z córką do lekarza, bo bała się, że wyjdzie na jaw, że Nadia jest bita.
Łódź w szoku
Śmierć Nadii to kolejna tragedia dziecka w ostatnim czasie w Łodzi. Kilka dni wcześniej życie stracił trzyletni Wiktor. On również został skatowany na śmierć. W odpowiedzi na te tragedie, w ciągu najbliższych dwóch tygodni pracownicy socjalni skontrolują wszystkie dzieci do 6 roku życia, które wcześniej korzystały z pomocy społecznej.
Od października będzie funkcjonował specjalny telefon alarmowy, na który będzie można zgłosić anonimowo wszystkie przypadki przemocy wobec dzieci.
Autor: bż/iga / Źródło: TVN24 Łódź