Nie będzie powtórki wyborów na Dolnym Śląsku - zdecydował zarząd krajowy PO. Szef klubu PO Rafał Grupiński, który postulował takie rozwiązanie został ostro skrytykowany przez władze partii. Działacze zamieszani w "taśmy PO" zostali zawieszeni na trzy miesiące, mają też stanąć przed sądem koleżeńskim. Premier Donald Tusk nazwał ich zachowanie skandalicznym.
Posiedzenie zarządu krajowego partii (w jego skład wchodzą: szef PO, wiceszefowie partii, skarbnik, członkowie zarządu i szefowie struktur regionalnych) rozpoczęło się w środę o godz. 17.00. Zakończyło się dopiero przed północą.
Powtórki nie będzie. "Zjazd utrzymany"
Ustalenia dziennikarzom przekazał Andrzej Biernat, szef łódzkiej Platformy i Tomasz Lenz, wiceszef klubu PO.
- Zarząd krajowy PO utrzymał w mocy decyzje zjazdów wyborczych na Dolnym Śląsku i w Lubuskiem. Nie będzie zarządów komisarycznych - poinformował Lenz. Biernat dodał, że nie było podstaw merytorycznych do unieważnienia zjazdów w żadnym z regionów.
Z informacji TVN24 wynika, że w głosowaniu ws. Dolnego Śląska wszyscy członkowie zarządu byli za odrzuceniem wniosku, tylko Rafał Grupiński i Grzegorz Schetyna wstrzymali się od głosu.
W dyskusji ostro skrytykowano Grupińskiego. Członkowie zarządu zarzucili mu, że zbyt pochopnie stwierdził, że trzeba powtórzyć wybory na Dolnym Śląsku, nie konsultując się z nimi.
Przed partyjny sąd
Szef łódzkiej PO powiedział także, że "przed sądem koleżeńskim staną osoby "nagrywające i nagrywane" taśmy, które miały pokazywać kupowanie przez działaczy PO poparcia dla Jacka Protasiewicza w zamian za załatwienie pracy.
Lenz i Biernat ocenili ponadto, że "nie ma potrzeby" zawieszania bohaterów nagrań - Norberta Wojnarowskiego i Michała Jarosa w prawach członków klubu parlamentarnego, gdyż w ich sprawie rozstrzygać będzie sąd partyjny. Jeszcze przed posiedzeniem zarządu wnioski o zawieszenie obu posłów w prawach członków klubu zapowiadał jego szef Rafał Grupiński. Gdyby sąd partyjny zdecydował o usunięciu Jarosa i Wojnarowskiego z PO, koalicja PO-PSL straciłaby większość w Sejmie.
Pięciu zawieszonych
Po północy na stronie internetowej PO pojawił się natomiast komunikat, że "zarząd PO - na wniosek rzecznika dyscypliny partyjnej - jednomyślnie zawiesił na trzy miesiące w prawach członków partii osoby, które nagrały ujawnione przez "Newsweek" rozmowy i te, które zostały nagrane".
Jak czytamy w komunikacie po posiedzeniu zarządu, w prawach członków partii zawieszeni zostali: Edward Klimka, Paweł Frost, Norbert Wojnarowski, Michał Jaros i Tomasz Borkowski.
Rzecznik dyscypliny partyjnej - podano - poinformował też członków zarządu krajowego PO, że skierował do Krajowego Sądu Koleżeńskiego wnioski dyscyplinarne przeciwko tym politykom.
Z informacji TVN24 wynika, że premier Donald Tusk zachowanie dolnośląskich działaczy PO nazwał skandalicznym. Miał skrytykować zarówno treść, jak i fakt nagrywania działaczy PO przez ich partyjnych kolegów.
Reakcja Schetyny? "Ma świadomość, że decyzje są już zamknięte"
Lenz i Biernat pytani o reakcję Grzegorza Schetyny na to, że wybory na Dolnym Śląsku jednak nie zostaną powtórzone, powiedzieli, że nikt nie mówił "przepraszam", a spotkanie służyło po prostu "wyjaśnieniu sprawy".
- Grzegorz Schetyna ma świadomość, że decyzje są już zamknięte. Powinien usiąść z Jackiem Protasiewiczem i porozmawiać o przyszłości PO w regionie - oznajmił Lenz.
- Czas rozstrzygnięć się skończył. Należy teraz budować jedność PO - dodał Biernat i podkreślił, że Schetyna nie zostanie ukarany, bo nie ma żadnych powodów by to robić. Przed zarządem część posłów PO sugerowała, że to Schetyna stoi za taśmami z dolnośląskiej kampanii. On sam zapewniał w TVN24, że nie ma nic wspólnego z ujawnionymi nagraniami ze zjazdu Platformy na Dolnym Śląsku. - Jestem ofiarą tej sytuacji, bo jeśli prawdą jest, że jakieś głosy zostały przeniesione, to ja na tym straciłem - wskazał Schetyna w "Kropce nad i".
Biernat i Lenz powiedzieli też, że wszystkie decyzje na zarządzie zostały podjęte zgodnie ze statutem partii i nie ma groźby rozpadu Platformy.
Korupcyjne nagrania?
Zarząd krajowy PO został zwołany w związku z wybuchem afery taśmowej po wyborach w dolnośląskiej PO, w których Jacek Protasiewicz pokonał Grzegorza Schetynę. Poseł PO Jakub Szulc postulował unieważnienie wyników tych wyborów. Zarząd rozpatrywał też odwołania, jakie wpłynęły z regionu lubuskiego PO w związku ze zjazdem regionalnym.
W poniedziałek "Newsweek" opublikował nagranie rozmowy z kulisów zjazdu PO na Dolnym Śląsku; według tego nagrania poseł Norbert Wojnarowski, zwolennik Protasiewicza obiecywał jednemu z delegatów, Edwardowi Klimce, załatwienie stanowiska w KGHM - w zamian za oddanie głosu na Protasiewicza. Wojnarowski zaprzeczył w środę, by proponował pracę Klimce, powołując się na wpływy Protasiewicza. Jak twierdzi, opublikowany tekst został "wyrwany z kontekstu". W środę "Newsweek" opublikował kolejne nagranie, tym razem film. Według informacji tygodnika poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski mieli wtedy namawiać delegata do głosowania na Protasiewicza, a w zamian sugerować, że działacz mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek. Według "Newsweeka" delegatem, którego namawiano do poparcia Protasiewicza, jest Paweł Frost, szef koła PO w Legnicy i tamtejszy radny, z zawodu tłumacz przysięgły, zwolennik Schetyny. Z kolei w regionie lubuskim przewodniczącą partii została na kolejną kadencję Bożenna Bukiewicz, wygrywając kilkoma głosami z wiceministrem spraw wewnętrznych Marcinem Jabłońskim. W sprawie nieprawidłowości w lubuskiej PO list do premiera Donalda Tuska napisała przed kilkoma tygodniami posłanka PO Bożena Sławiak. "Nie mogę firmować swoim autorytetem działań pani przewodniczącej (chodzi o Bożennę Bukiewicz), które mogę określić jako korupcyjne" - napisała Sławiak.
Autor: ktom//bgr / Źródło: TVN24, PAP