Zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się w środę do siedziby Kongresu USA, który miał ostatecznie potwierdzić ważność wyborów prezydenckich. Protestujący starli się z policją, doszło do użycia gazu. Śmiertelnie postrzelona została kobieta, w sumie zmarły cztery osoby. Do działań skierowana została Gwardia Narodowa. Zaniepokojenie wydarzeniami w Waszyngtonie wyrazili światowi przywódcy oraz byli prezydenci USA. Późnym wieczorem wznowiono obrady Kongresu. Co wiemy o wydarzeniach w amerykańskiej stolicy?
- Zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się w środę do siedziby Kongresu USA, który miał ostatecznie potwierdzić ważność wyborów prezydenckich. Protestujący starli się z policją, doszło do użycia gazu. Posiedzenie Kongresu zostało przerwane.
- W odpowiedzi na te wydarzenia prezydent elekt Joe Biden zaapelował do Trumpa, by "wypełnił swoją przysięgę, bronił konstytucji i zażądał zakończenia tego oblężenia". Krótko po tych słowach Trump opublikował na Twitterze nagranie wideo, w którym wezwał swoich zwolenników do pokojowego rozejścia się do domów. Podtrzymał swoje zdanie, że wybory zostały sfałszowane.
- W wyniku starć zginęły cztery osoby, a ponad 50 zostało aresztowanych. Pierwszą ofiarą była kobieta, która została postrzelona w gmachu Kongresu. Następnie waszyngtońska policja poinformowała o trzech kolejnych przypadkach śmiertelnych, chociaż nie podała, co było bezpośrednią przyczyną śmierci.
- W Waszyngtonie wprowadzono stan wyjątkowy, który będzie obowiązywał do 21 stycznia, czyli pierwszego dnia po zaprzysiężeniu na prezydenta Joe Bidena. Do stolicy USA wkroczył też oddział Gwardii Narodowej. Według CNN i dziennika "New York Times", rozkaz zatwierdził wiceprezydent Mike Pence, a nie Donald Trump.
- Kongres oficjalnie zatwierdził wybór Joe Bidena.
W środę na ulice Waszyngtonu wyszli w proteście zwolennicy ustępującego prezydenta Donalda Trumpa. Tego dnia Kongres Stanów Zjednoczonych miał ostatecznie potwierdzić ważność wyników listopadowych wyborów prezydenckich, które wygrał Joe Biden. Protestujący wdarli się do Kapitolu, doszło do starć z policją. Sytuacja była napięta. Oto co wiemy na temat wydarzeń w Waszyngtonie.
Jak protestujący dostali się do Kapitolu?
Krótko po godzinie 13 czasu lokalnego (godz. 19 czasu polskiego) setki protestujących przedarły się przez barierki bezpieczeństwa wokół Kapitolu. Tam doszło do starć z funkcjonariuszami, którzy użyli gazu. Niektórzy nazywali oficerów "zdrajcami" za wykonywanie przez nich swojej pracy. Około 90 minut później policja poinformowała, że protestujący wdarli się do budynku.
Wtargnięcie zwolenników prezydenta do Kongresu i ewakuacja parlamentarzystów stanowi bezprecedensowe wydarzenie w historii Stanów Zjednoczonych. Demonstrantom udało się wejść m.in. do sali obrad Izby Reprezentantów oraz biura szefowej tej izby Nancy Pelosi. Zdjęcia przechadzających się po korytarzach Kongresu sympatyków Trumpa z flagami Konfederacji oraz bronią obiegły zszokowany świat.
Co stało się w Kapitolu?
Kongres zarządził przerwę w obradach. Policja Kapitolu zaleciła członkom Kongresu wyjęcie masek gazowych z ich gabinetów i bycie przygotowanym na ich założenie. Wiceprezydent USA Mike Pence przewodniczący obradom został ewakuowany.
Także przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi została ewakuowana z budynku Kongresu i jest bezpieczna - poinformowała agencja Reutera. Telewizja CNN koło godziny 23 polskiego czasu podała, że także kierownictwo Izby Reprezentantów i Senatu jest ewakuowane i zostanie przewiezione do pobliskiej bazy wojskowej Fort McNair.
Policja Kapitolu pracowała nad zabezpieczeniem kolejnych pięter budynku, na zewnątrz koncentrując jednostki policji waszyngtońskiej, która nie podjęła zdecydowanych działań wobec zgromadzonego tłumu - informował CNN.
Stacja po godzinie 22 czasu polskiego podała też, że z części budynku waszyngtońskiego Kapitolu, zajmowanej przez Senat, usunięto protestujących. CNN pokazała na swojej antenie, jak zgromadzeni na zewnątrz protestujący wybijają szyby w budynku.
Służby prasowe Kapitolu podały przed godziną 24 czasu polskiego, że budynek Kapitolu jest już bezpieczny. Około godz. 00.30 czasu polskiego (ok. 18.30 czasu lokalnego) CNN podał, że tłum zaczął się rozpraszać. O godz. 2 Kongres wznowił obrady.
Cztery ofiary śmiertelne
Podczas środowych zamieszek w budynku Kapitolu ranna została kobieta, która według doniesień została postrzelona przez policjanta. Telewizja MSNBC pokazała nagranie, na którym widać ranną wynoszoną na noszach i reanimowaną. Około północy czasu polskiego agencja Reuters poinformowała, że kobieta zmarła. Informację tę potwierdził niedługo później rzecznik waszyngtońskiej policji.
Również około północy CNN przekazał, że 24-letni mężczyzna wspinający się po rusztowaniu na zachodnim froncie Kapitolu spadł z wysokości około 9 metrów. Według źródła stacji mężczyzna został przewieziony do szpitala w stanie krytycznym.
Kilka godzin później szef stołecznej policji Robert Contee poinformował o śmierci kolejnych trzech osób - dwóch mężczyzn i kobiety - w związku z środowymi zamieszkami na Kapitolu. Nie powiedział jednak dokładnie, co było przyczyną ich śmierci, ani nie ujawnił ich tożsamości.
Gwardia Narodowa
Rzecznik Pentagonu Jonathan Hoffman przekazał: "Gwardia Narodowa Dystryktu Kolumbii została zmobilizowana, aby wesprzeć federalne siły bezpieczeństwa w tym mieście. Pełniący obowiązki ministra obrony Christopher Miller jest w kontakcie z kierownictwem Kongresu, a sekretarz do spraw armii Ryan McCarthy - z władzami Dystryktu. Akcja sił porządkowych będzie kierowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości".
Działania demonstrantów
Jak relacjonował korespondent TVN24 Marcin Wrona, około godziny 23 czasu polskiego policja usunęła protestujących ze schodów siedziby kongresu USA. Demonstranci zapowiadali jednak, że usunęli się, by zaczerpnąć powietrza po spryskaniu gazem łzawiącym i zamierzają tam wrócić.
Donald Trump do protestujących
"Proszę wspierajcie naszą straż Kapitolu oraz służby bezpieczeństwa. Oni naprawdę są po stronie naszego kraju. Zachowujcie spokój!" - napisał Trump na Twitterze, po tym, jak protestujący wdarli się już do siedziby Kongresu USA.
Wcześniej przemawiał podczas protestu do swoich zwolenników. Mówił między innymi, że "nasze państwo ma dość i nie będziemy tego dłużej znosić". - Nigdy się nie poddamy i nigdy nie ustąpimy - powiedział. Po jego przemówieniu w okolicy Białego Domu demonstranci skierowali się w stronę Kapitolu, do czego - jak pisze CNN - zachęcał Trump.
Reakcja Joe Bidena
W telewizyjnym oświadczeniu prezydent elekt Joe Biden wezwał prezydenta Donalda Trumpa, aby "wystąpił w telewizji ogólnokrajowej, wypełnił swoją przysięgę, aby bronił konstytucji i zażądał końca tego oblężenia". - W tej chwili nasza demokracja jest atakowana w sposób nie mający precedensu - mówił.
Działania policji i godzina policyjna
Szef waszyngtońskiej policji Robert Contee, że zatrzymano co najmniej 13 osób zostało zatrzymanych podczas oblężenia Kapitolu. Jak dodał, żadna z tych osób nie jest mieszkańcem Waszyngtonu. Dodał, że kilku oficerów doznało obrażeń. Później policja podała, że liczba zatrzymanych wzrosła do ponad 50.
Wcześniej CNN podała, że co najmniej jeden policjant został potraktowany gazem pieprzowym i przewieziony szpitala. Associated Press i telewizja CNN informują, że policja używa gazu łzawiącego i granatów hukowych. O północy rozpoczęła się w Waszyngtonie godzina policyjna, która będzie obowiązywać do godziny 6 rano czasu lokalnego (południe w czwartek w Polsce).
Około północy czasu polskiego tłum demonstrantów zaczął rozchodzić się spod Kapitolu. Władze poinformowały, że Kongres został zabezpieczony.
Międzynarodowe reakcje
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg określił wydarzenia mające miejsce w Waszyngtonie jako "szokujące sceny". Jak dodał, "wynik demokratycznych wyborów musi być respektowany".
Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson określił wydarzenia w Kongresie jako "haniebne". "Stany Zjednoczone reprezentują demokrację na całym świecie i jest rzeczą istotną, by teraz nastąpiło pokojowe i uporządkowane przekazanie władzy" – napisał na Twitterze.
- Chcę wyrazić naszą przyjaźń i wiarę w Stany Zjednoczone. To co się dzisiaj wydarzyło w Waszyngtonie bez wątpienia nie jest amerykańskie. Wierzymy w siłę naszych demokracji. Wierzymy w siłę amerykańskiej demokracji - powiedział po angielsku prezydent Francji Emmanuel Macron w nagraniu zarejestrowanym w Pałacu Elizejskim i opublikowanym na Twitterze.
Premier Włoch Giuseppe Conte, komentując na Twitterze zamieszki w Waszyngtonie, oświadczył, że przemoc jest nie do pogodzenia z korzystaniem z praw politycznych i swobód demokratycznych. "Pokładam zaufanie w trwałość i siłę instytucji Stanów Zjednoczonych" - dodał Conte.
Kanadyjczycy są głęboko zaniepokojeni atakiem na demokrację w Stanach Zjednoczonych - napisał na Twitterze w środę wieczorem premier Kanady Justin Trudeau przypominając, że USA to najbliższy sojusznik i sąsiad Kanady.
"Wydarzenia w Waszyngtonie to wewnętrzna sprawa Stanów Zjednoczonych, które są państwem demokratycznym i praworządnym" – napisał na Twitterze prezydent Andrzej Duda. Jak dodał, "Polska wierzy w siłę amerykańskiej demokracji".
Byli prezydenci zabierają głos
Zamieszki, do jakich doszło w środę na Kapitolu, komentowali także byli prezydenci USA: Barack Obama, Bill Clinton oraz George W. Bush.
"Historia słusznie zapamięta dzisiejszą przemoc na Kapitolu, wznieconą przez urzędującego prezydenta, który nadal głosi bezpodstawne kłamstwa na temat wyniku legalnych wyborów, jako moment wielkiej hańby i wstydu dla naszego narodu" - napisał Obama w opublikowanym na Twitterze oświadczeniu.
"Dziś stanęliśmy w obliczu bezprecedensowej napaści na nasz Kapitol, naszą Konstytucję i nasz kraj. Była ona napędzana ponad czterema latami toksycznej polityki szerzącej celową dezinformację, siejącej nieufność do naszego systemu i stawiającej Amerykanów przeciwko sobie" - napisał na Twitterze Clinton.
George W. Bush wydał oświadczenie, w którym potępił środowe zajścia w Waszyngtonie. Przerwanie obrad Kongresu, podczas których dokonywano zatwierdzenia wyników wyborów prezydenckich z listopada 2020 roku obserwował - jak przyznał - z niedowierzaniem i przerażeniem. "To obraz obrzydliwy i łamiący serce" – ocenił.
Wznowienie obrad Kongresu
O godzinie 20 czasu lokalnego (2 w nocy w Polsce) w Waszyngtonie wznowiono posiedzenie Kongresu. Na jego początku wiceprezydent Mike Pence stwierdził, że osoby które wtargnęły do parlamentu "nie wygrały". Podziękował także służbom bezpieczeństwa.
- Obroniliśmy dzisiaj nasz Kapitol - oświadczył. - Ci, którzy dzisiaj siali spustoszenie w naszym Kapitolu, nie wygrali. Przemoc nigdy nie zwycięża. Wolność zwycięża. To wciąż jest izba ludu. Kiedy znów zbieramy się w tej sali, świat ponownie jest świadkiem odporności i siły naszej demokracji - dodał.
- Senat USA nie zostanie zastraszony - ocenił natomiast lider republikańskiej większości w tej izbie Mitch McConnell. - Próbowali zniszczyć naszą demokrację. Nie udało im się. Nie udało im się przeszkodzić Kongresowi - powiedział polityk z Kentucky.
Źródło z otoczenia Pence'a poinformowało, że wiceprezydentowi zaoferowano opuszczenie Kongresu, ale ten odmówił i przez cały czas przebywał na Kapitolu. "Właśnie rozmawiałem z wiceprezydentem Pence'm. Jest naprawdę dobrym i przyzwoitym człowiekiem. Wykazał się dziś odwagą, podobnie jak w Kapitolu 11 września jako kongresman. Jestem dumny, że mogę z nim służyć" - napisał na Twitterze doradca ds. Bezpieczeństwa narodowego Białego Domu, Robert O'Brien.
Część republikanów zmienia zdanie
W USA panuje atmosfera przygnębienia i niedowierzania. Pojawiają się komentarze, że to jeden z najbardziej smutnych dni amerykańskiej demokracji w historii.
Kilku republikańskich senatorów, którzy wcześniej deklarowali że będą sprzeciwiać się zatwierdzaniu wyniku wyborów, oświadczyło że wobec ostatnich wydarzeń zmienia zdanie i nie będzie blokować procesu przekazania władzy Joe Bidenowi.
Fala dymisji
Po wtargnięciu zwolenników Donalda Trumpa do Kongresu część pracowników Białego Domu zrezygnowała z pracy. Portal CNN spekuluje że kolejni rozważają taki krok.
Dymisję z efektem natychmiastowym złożyła Stephanie Grisham, szefowa personelu Melanii Trump i była rzeczniczka Białego Domu. Swoją pracę zakończyły także Sarah Matthews z biura prasowego oraz Anna Cristina Niceta, która odpowiadała za organizacje spotkań. Jak podaje CNN, dymisję jeszcze w środę czasu miejscowego rozważają także O'Brien, doradca Białego Domu Matt Pottinger oraz zastępca szefa personelu Chris Liddell.
Rozmowy na temat odsunięcia Trumpa od władzy
Według CNN niektórzy członkowie rządu prowadzą rozmowy na temat odsunięcia prezydenta od władzy przez powołanie się na 25. poprawkę do Konstytucji USA
Przewiduje ona możliwość pozbawienia prezydenta Stanów Zjednoczonych władzy, jeśli większość członków jego gabinetu - pod kierunkiem wiceprezydenta - dojdzie do wniosku, że prezydent jest niezdolny do sprawowania tego urzędu. O takiej opinii musi pisemnie zostać poinformowany Kongres, władzę niezwłocznie przejmuje w takim przypadku wiceprezydent. Prezydent może jednak zaprotestować, a wtedy jeśli wiceprezydent i gabinet to zakwestionują, ostateczną decyzję podejmuje Kongres. O zastosowanie 25. poprawki zaapelowali do Pence'a demokratyczni członkowie komisji sprawiedliwości Izby Reprezentantów
Źródło: CNN, Reuters, PAP