Kongres Stanów Zjednoczonych miał zatwierdzić w środę wybór Joe Bidena na kolejnego prezydenta, dalsze obrady połączonej Izby Reprezentantów i Senatu stanęły jednak pod znakiem zapytania po tym, jak zwolennicy Donalda Trumpa wtargnęli do budynku Kapitolu. Tuż przed rozpoczęciem obrad wiceprezydent Mike Pence przewodzący Senatowi stwierdził, że "nie może jednoosobowo akceptować lub odrzucać głosów elektorów". Ustępujący prezydent Donald Trump stwierdził, że Pence "nie miał odwagi zrobić tego, co należało".
W środę zebrał się na wspólnej sesji Kongresu Stanów Zjednoczonych – Senat i Izba Reprezentantów. Na posiedzeniu miały zostać otwarte koperty i zliczone głosy elektorskie z każdego stanu i Dystryktu Kolumbii. Po zakończeniu zliczania głosów wiceprezydent USA Mike Pence pełniący funkcję przewodniczącego Senatu, formalnie miał ogłosić wyniki wyborów.
Pence: nie mogę odrzucić głosów elektorskich
W oświadczeniu wydanym tuż przed kolegium wskazał jednak, że uważa, że nie może jednoosobowo zadecydować o zaakceptowaniu lub odrzuceniu głosów elektorów. "Biorąc pod uwagę kontrowersje wokół tych wyborów, niektórzy podchodzą do tegorocznej i co czteroletniej tradycji z wielkim oczekiwaniem, a inni z lekceważącą pogardą. Niektórzy uważają, że jako wiceprezydent powinienem móc jednoosobowo akceptować lub odrzucać głosy elektorów. Inni uważają, że głosy elektorów nigdy nie powinny być kwestionowane podczas wspólnej sesji Kongresu" - napisał.
"Po dokładnym przestudiowaniu naszej Konstytucji, naszych praw i naszej historii uważam, że żaden z tych poglądów nie jest poprawny" - uznał Pence.
Wiceprezydent zastrzegł przy tym, że "podziela obawy Amerykanów dotyczące uczciwości wyborów". Zapewnił także, że w Kongresie zostaną wysłuchane zastrzeżenia i "wysłuchane dowody", a decyzje podejmować będą parlamentarzyści.
Tymczasem, już po rozpoczęciu debaty, Trump napisał na Twitterze, że "Mike Pence nie miał odwagi zrobić tego, co należało zrobić, aby chronić nasz kraj i naszą Konstytucję, dając stanom szansę certyfikowania skorygowanego zestawu faktów, a nie tych fałszywych lub niedokładnych, o których poświadczenie poproszono je wcześniej". "USA domagają się prawdy" - dodał.
Obiekcje wobec głosów z Arizony i przerwane posiedzenie
Podczas obrad republikańscy parlamentarzyści zgłosili obiekcje wobec zatwierdzenia głosów elektorskich z Arizony, oddanych na demokratę Joe Bidena. Izba Reprezentantów i Senat, dwie izby Kongresu Stanów Zjednoczonych, oddzielnie debatowały i będą głosować nad tym pakietem.
Obrady zostały jednak przerwane. Powodem było wtargniecie demonstrantów, zwolenników Donalda Trumpa, do Kapitolu. Wcześniej otoczyli oni budynek. Po centrum Waszyngtonu niesie się głos syren.
Wygrana Bidena i próby Trumpa podważania wyników
20 stycznia Joe Biden zostanie zaprzysiężony na prezydenta, a Kamala Harris na wiceprezydent Stanów Zjednoczonych.
W grudniu Biden został oficjalnie wybrany przez Kolegium Elektorów na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Po wyborach prezydenckich z 3 listopada dostał 306 głosów elektorskich, a urzędujący prezydent Donald Trump - 232 głosy. Nie było "elektorów wiarołomnych" - we wszystkich 50 stanach głosowali tak, jak zobowiązały ich do tego lokalne wyniki wyborów.
Dwa dni temu próby prezydenta Donalda Trumpa i jego zwolenników, by podważyć wynik wyborów, zostały potępione we wspólnym apelu wszystkich żyjących byłych sekretarzy obrony USA, wśród nich wielu wywodzących się z Partii Republikańskiej. Własne oświadczenia wystosowali również senatorowie i politycy.
Źródło: Reuters, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock