500 zł – tyle Akademicki Szpital Kliniczny we Wrocławiu zaproponował Marii Świrk odszkodowania za śmierć jej męża. Według komisji, która orzeka o zdarzeniach medycznych, lekarze w szpitalu przy ul. Borowskiej nie dopełnili procedur.
- Zadzwonił do mnie mąż, powiedział że czuje ogromny ból w plecach, że nie może oddychać - opowiada Maria Świrk. Jej dramat zaczął się w zeszłym roku w majowy weekend.
Kobieta od razu zadzwoniła po karetkę. Ratownicy przyjechali już po kilku minutach. - Mieli sprzęt do EKG, sprawdzili mojego męża i zadecydowali, że natychmiast trzeba jechać do Akademickiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu przy ul. Borowskiej we Wrocławiu. Podejrzewali, że Stanisław ma udar - dodaje.
"Wykluczyli podejrzenie, nie szukali innych przyczyn"
Na miejscu lekarze zrobili mężczyźnie tomografię głowy i wykluczyli podejrzenia. - Nie szukali jednak innej przyczyny bólu, a przecież powinni - denerwuje się pani Maria.
Następnego dnia rano Stanisław Świrk trafił do szpitala rejonowego we Wrocławiu. Został tam na obserwacji. - Rano stanęła mu akcja serca. Lekarze zrobili masaż, przywrócili akcję. Mówili, że potrzebne jest usg serca. Ale pani, która się tym zajmuje, była na urlopie, więc czekali - opowiada pani Maria.
Jej męża udało się zbadać dopiero po pięciu dniach od momentu, kiedy karetką przewieźli go ratownicy na Borowską. Wynik? - Olbrzymi tętniak na aorcie serca. Od razu miał jechać na koronografię do kolejnego szpitala. Ale tam zepsuł się sprzęt - mówi pani Maria. - Badanie było możliwe dopiero kolejnego dnia. Kardiolog, kiedy zbadał mojego męża, powiedział że to dramat i masakra. Że jest już za późno. Powiedział, że podejmie się operacji, ale niczego nie obiecuje - wspomina kobieta.
"Mąż zmarł mi na rękach"
Lekarze nie zdążyli już z operacją. - Mój mąż zmarł mi na rękach, osiem dni od momentu, kiedy przyjechaliśmy do szpitala - mówi pani Maria.
Komisja do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych, która działa z ramienia wojewody, twierdzi że lekarze w szpitalu przy ul. Borowskiej nie dopełnili procedur. - Wydaliśmy w tej sprawie dwa orzeczenia. Kobieta w takim przypadku może oczekiwać nawet 300 tys. zł odszkodowania od placówki - mówi Alicja Haczkowska, przewodnicząca komisji.
Pani Maria zażądała 250 tys. zł. - Dostała od szpitala odpowiedź, że mogą jej zapłacić 500 zł - mówi Haczkowska.
"Roześmiali mi się w twarz"
- Pismo dostałam 20 lutego, po tym jak komisja zdecydowała już, że należy mi się odszkodowanie. Na 500 zł wycenili życie mojego męża. Poczułam, jakby roześmiali mi się w twarz. Odrzuciłam ich propozycję. Pójdę z tym do sądu. Nie wiem, może mi to zajmie kilka lat, ale będę walczyła - zapowiada.
Na razie pani Maria przygotowuje dokumenty. Zanim jednak złoży pozew, będzie walczyć o zwolnienie jej z kosztów sądowych. - Nie stać mnie na zapłacenie 12,5 tys. zł. Nie mam skąd wziąć takich pieniędzy - przyznaje.
Szpital nie chce szerzej komentować sprawy. - Nie bardzo poczuwamy się do winy - mówi jedynie Agnieszka Czajkowska-Masternak, rzeczniczka Akademickiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Sprawa trafi do sądu. Takie jest nasze aktualne zamierzenie - kończy rozmowę.
Autor: bieru/par/k / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: aszk.wroc.pl