Romowie, którzy we wtorek mieli opuścić nielegalne koczowisko we Wrocławiu, nie zamierzają się wyprowadzić. - W takim razie musimy zgłosić sprawę policji i wystąpić do sądu z wnioskiem o eksmisję - zapowiadają urzędnicy.
Niewiele się zmieniło na koczowisku Romów przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu. Mimo, że we wtorek mija termin, jaki miasto dało nielegalnym lokatorom ogródków działkowych na wyprowadzkę, baraki stoją jak stały. A w nich sześćdziesiąt osób, wśród nich dzieci. Żyją bez bieżącej wody w prowizorycznych mieszkaniach, bo jak sami mówią, nie mają gdzie się podziać.
"Nie mamy gdzie się podziać"
- Zaznaczają, że na dworze jest zimno, że nie mieliby co zrobić z małymi dziećmi. Tłumaczą, że nie mają pracy i utrzymują się jedynie ze sprzedaży zebranego złomu i żebrania na ulicach miasta. Nie stać ich na normalny dom. Do Rumunii wrócić nie mogą, bo czekają ich tam o wiele gorsze warunki niż tu - relacjinuje z obozowiska Tomasz Mildyn, reporter TVN24.
Co na to przedstawiciele urzędu? - Daliśmy im dwa tygodnie na wyprowadzkę, a oni tego nie zrobili. Zostają więc nam kroki prawne. Po pierwsze złożymy zawiadomienie na policję, bo ci ludzie popełniają wykroczenie, nielegalnie zajmując ten teren - mówi Anna Bytońska z urzędu miasta. - A po drugie, pójdziemy do sądu z wnioskiem o eksmisję - zapowiada.
List do prezydenta
Romowie przed kilkoma dniami poprosili prezydenta Wrocławia o wskazanie innego terenu, na którym mogliby się osiedlić.
"My nie chcemy tak żyć, ale też nie mamy wykształcenia, pracy, majątku, dlatego wychodzimy na ulicę i żebrzemy o pieniądze na jedzenie, leki, czy inne produkty potrzebne do życia” – napisali w liście, który w piątek złożyli w kancelarii Rafała Dutkiewicza.
Miasto innego terenu jednak nie wskazało. - Jest ona niemożliwa do spełnienia. Nie możemy tolerować nielegalnego zajmowania terenu, bo jest to niezgodne z prawem i nieuczciwe względem innych mieszkańców – przekonuje Magdalena Okulowska z wrocławskiego magistratu.
Status: turysta
Jak wyjaśnia rzeczniczka urzędu miasta, głównym problemem jest status Romów.
- Mają prawo tu przebywać, ale bez zarejestrowania swojego pobytu w Polsce w urzędzie wojewódzkim mają co najwyżej status turystyczny. Nie mamy możliwości im pomóc, bo jak się nie rejestrują, sami stawiają się poza systemem – mówi.
Według Okulowskiej miasto i tak robi dla Romów dużo, bo oferuje im ciepłe posiłki i szczepionki. Jak dodaje, sprawą mieszkańców wrocławskiego koczowiska powinien się zajmować urząd wojewódzki.
- Jeśli miasto mówi, że ma w tej kwestii najmniej do zrobienia, to jest to bzdura – odpowiada Jarosław Perduta, rzecznik wojewody dolnośląskiego. - To trudna sytuacja i my to rozumiemy, ale nie mamy kompetencji, by rozwiązać tę sprawę. Problemem jest to, czy ktoś ma pomysł, żeby zintegrować romską społeczność z mieszkańcami Wrocławia, czy raczej chodzi o to, żeby pozbyć się tego problemu całkowicie przez usunięcie ich z miasta. My nie mamy sobie w tej sprawie nic do zarzucenia – dodaje.
Potrzeba współpracy
Zdaniem Dariusza Tokarza, pełnomocnika wojewody ds. mniejszości narodowych i etnicznych, z punktu widzenia prawa, Wrocław może domagać się eksmisji Romów. Jednak problem można rozwiązać tylko dzięki współpracy wszystkich stron.
- Od miasta zależy udostępnienie gruntu i być może zaoferowanie prac interwencyjnych. Wówczas Romowie objęci zostaliby ubezpieczeniem, dzięki czemu będą mogli zarejestrować w urzędzie wojewódzkim swój pobyt w Polsce. Do organizacji pozarządowych należałoby dbanie o to, by dzieci romskie poszły do szkół. Konieczne są również rozmowy z mieszkańcami okolicznych bloków. Z kolei sami Romowie muszą zobowiązać się do tego, że jeżeli dostaną pracę, to do niej pójdą, a dzieci poślą do szkoły - tłumaczy Tokarz.
W sprawę zaangażowała się również Amnesty International Polska. Jej zdaniem, grożenie wysiedleniem 60 osób to działanie niedopuszczalne, a miasto powinno zagwarantować Romom lokale zastępcze.
Autor: ansa//kv/k / Źródło: TVN24 Wrocław, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24