- Przed wrocławską przychodnią przy Sienkiewicza codziennie ustawiają się długie kolejki - poskarżyli się nam pacjenci. Rzeczywiście, zapisać się do lekarza nie jest tam łatwo. - Mamy po prostu za dużo pacjentów - rozkłada ręce dyrektor.
- Niestety, żeby się dostać, czekam od wpół do szóstej – patrzy na zegarek pani Janina. – Teraz to jest dobrze, bo jest lato. Zimową porą to nic specjalnego tak wystawać pod tym daszkiem – dodaje pan Czesław.
O 6.00 przed przychodnią Polskiego Centrum Zdrowia rzeczywiście tworzy się ogonek. Jeszcze tylko godzina na dworze i będzie można wejść, żeby poczekać w środku. – O siódmej otwierają drzwi. Pół godziny później dopiero zaczynają rejestrować – streszcza przebieg kolejnych etapów czekania pani obok.
Od 5.30 pod drzwiami
Jedni więc stoją, inni drepczą w kółko, kucają przy ścianie czy zaglądają przez zamknięte okno.
7.00 – przed przychodnią poruszenie. Otwierają się drzwi i kolejka wchodzi do środka. Punktualnie o 7.30 za ladą w holu siadają dwie panie. Zaczyna się rejestracja. Udaje się jednak tylko kilkunastu pierwszym osobom. Reporter TVN24 czekający w kolejce jako "pacjent" ma mniej szczęścia: - Nie ma już dziś nic wolnego - informuje pani zza lady. Na następny dzień zapisać się nie można. Komunikat jest krótki: - Jutro na jutro.
Rejestratorka zaraz jednak podpowiada: - Telefonicznie musisz jutro dzwonić. Dzisiaj nie zarejestrujesz się na jutro. Ani telefonicznie, ani tu.
Pacjenci nie ufają telefonom
Rada wydaje się rozsądna. Po co stać w ogonku, skoro można zarejestrować się przez telefon?
Pacjenci wiedzą jednak swoje:- Dzwoniłam rano, jak dopiero zaczęli rejestrować i co? Odebrali, ale nie było już miejsc. Lepiej już przyjść i stać w tej kolejce od czwartej nad ranem – mówi młoda mama. Skarży się, że musiała zostawić w domu chore dziecko, żeby poczekać w kolejce.
- Tutaj większość do internisty stoi. Nie da się dodzwonić, bo nikt nie odbiera, więc trzeba przyjść osobiście i wystać swoje – mówi jeden z kolejkowiczów. – Ale i tak najgorzej to się do specjalisty dostać, to kilka miesięcy czekania – dodaje.
Sprawdzamy więc sami. Wieczorem – brak miejsc na następny dzień. Rano, po kilkudziesięciu głuchych sygnałach - komunikat: - Twoje zdrowie jest bezcenne. Jesteśmy blisko ciebie – zapewnia ciepłym głosem automatyczna sekretarka i też każe czekać. Kilka razy ponawiamy próby. Bez skutku. - Tu się dodzwonić, to trzeba mieć cierpliwość. I to jeszcze rano, nie? – kwituje pani z kolejki.
Dyrektor: mamy za dużo pacjentów
Kiedy pokazujemy mu film nagrany w przychodni, rozkłada ręce: - Nie ma takich przychodni w mieście, gdzie nie ma kolejek. U nas jednego dnia jest to dwóch pacjentów, innego dnia jest ośmiu czy dziewięciu - kwituje sceny kolejek i wypowiedzi pacjentów.
Problemów mogłoby nie być
Rzeczniczki praw pacjenta argument o dużej liczbie osób nie przekonuje: - Takie olbrzymie kolejki przed przychodnią nie powinny mieć miejsca. Gdyby działała tam skuteczna rejestracja telefoniczna, a przychodzący pacjenci byli przyjmowani na bieżąco, a nie oczekiwaliby dwa czy trzy miesiące na wizytę u lekarza, nie musielibyśmy patrzeć na takie sceny – ocenia Krystyna Kozłowska i dodaje: – Poza tym wymaganie od pacjenta osobistego dokonania rejestracji - a skoro nie można zarejestrować się telefonicznie, to trzeba przyjść samemu do przychodni - jest niezgodne z prawem.
Autor: bieru/roody
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław