Kiedy był dzieckiem, przeżył koszmar. Od tamtej pory nosi w sobie ból i cierpienie. Mariusz Milewski przez lata walczył o sprawiedliwość i w końcu się jej doczekał. Jego oprawca - ksiądz pedofil - trafił do więzienia, ale to nie Kościół pomógł. To Sąd Najwyższy uwierzył, że Mariusz był krzywdzony. Rozmowa magazynu "Polska i Świat".
Mariusz miał 9 lat. Ojciec nadużywał alkoholu, a w domu panowała straszna bieda. Był wówczas ministrantem, w szkole podstawowej miał styczność z księdzem prowadzącym lekcje religii.
Pewnego dnia ksiądz zaprosił go na plebanię. - Pojechałem, bo dla mnie to było wyróżnienie - mówi. - Ksiądz proboszcz pokazywał różne gazetki kościelne i powiedział, że u nas w domu nie ma łazienki. To może idź się wykąp - relacjonował, przypominając sobie jego słowa.
"Powiedział, że nie mogę nikomu mówić"
Ksiądz proboszcz zaprowadził mającego wówczas 9 lat chłopca do łazienki. - Było to trochę dziwne, ale uznałem, że faktycznie u nas nie ma łazienki czy nawet bieżącej wody w domu. Wykąpałem się, ale po chwili wszedł ksiądz. Nie wiedziałem, co mam myśleć, co mam mówić. Zaczął mnie myć. Dotykać - opowiada.
- Gdy się wykąpałem, kazał mi się wytrzeć i położyć do łóżka. Wtedy doszło do pierwszego czynu, który ksiądz wykonał na mnie - mówi po latach Mariusz Milewski.
- W tym łóżku przykrył mnie kołdrą, kazał zamknąć oczy i wykonywał ruchy. Wtedy mnie nie zgwałcił - dodał. - To był stosunek oralny. Jeszcze podczas pierwszego spotkania powiedział, że nie mogę nikomu powiedzieć, bo ludzie będą mówić - tłumaczy.
Dziewięć lat koszmaru
Spotkania z księdzem proboszczem miały jeden schemat. - Jakby chciał wprowadzić dziwny nastrój i włączał filmy pornograficzne - opowiada Mariusz Milewski. - Z perspektywy czasu myślę, że on myślał, że ja jestem jego własnością - mówi.
Mężczyzna przyznał, że ksiądz "dokonywał aktów nie tylko oralnych, ale później i analnych" i przyznał, że "to zostanie z nim do końca życia". - Ten ból. I to słowo, że boli, ale i tak szedł dalej - zwierza się.
Spotkania Mariusza Milewskiego z proboszczem trwały około dziewięciu lat. - Zawsze mnie z tego spowiadał - podkreślił.
Ofiara księdza pedofila poczuła w pewnym momencie, że "coś trzeba zrobić". - Ale ja się wtedy bałem - przyznał.
Dopiero pytanie księdza o jego kolegę i o to, czy on też "lubi chłopców, dało mu sygnał" do działania.
Sąd biskupi uniewinnił księdza
W 2012 roku Mariusz Milewski napisał list do biskupa Andrzeja Suskiego. - W sądzie biskupim wyglądało to jak w filmie "Kler". Ciemne pomieszczenie, czterech księży i wszyscy są nastawieni przeciwko mnie. Mówią podniesionym głosem - mówi o tamtej wizycie.
- Ksiądz, który miał być moim obrońcą, tak zwany rzecznik sprawiedliwości, można powiedzieć, że stał po stronie księdza sprawcy - stwierdził. Mariusz Milewski nie mógł ubiegać się o wyznaczenie innej osoby.
- Ksiądz sprawca jest badany przez psychologa, a ofiara nie. Ksiądz sprawca jest informowany o wszystkim, a ja nie mogę wiedzieć nic, co jest w mojej sprawie - tłumaczy w rozmowie z TVN24, jak był traktowany w czasie postępowania.
Sąd biskupi w październiku 2015 roku wydał wyrok uniewinniający. - W imię Pańskie niewinny, czyli że w imieniu Boga ksiądz jest niewinny. To było dobicie mnie - wspomina Milewski.
"Sąd uwierzył temu chłopcu"
Wtedy Mariusz Milewski postanowił szukać sprawiedliwości w sądzie cywilnym. Spotkał się z mecenasem, ale ten zasugerował wezwanie biskupa. - Ja się poczułem strasznie, że instytucja kościelna jest na tyle silna, że nawet mecenas mi nie pomoże - ocenił mężczyzna.
Znajoma poleciła mu innego adwokata. - Sąd pierwszej instancji, drugiej instancji i wreszcie Sąd Najwyższy uwierzył temu małemu chłopcu - mówi dziś o sobie Milewski.
Ksiądz trafia do więzienia. - Ja w tę sprawiedliwość nie wierzyłem, bo świadkowie już sądu biskupiego wylewali na mnie kubeł pomyj. Ludzie, którzy dzisiaj zajmują stanowiska katechetów w szkołach - mówi.
- Że już wtedy ich odpychałem, że jestem taki zły, niedobry. Ale to nie ja byłem tym złym - dodaje Mariusz Milewski.
Chciałby, "żeby te błędy nigdy nie zostały popełnione". - Żeby Kościół powiedział: ty jesteś naszym dzieckiem. My musimy walczyć o ciebie.
Ksiądz Jarosław P. został prawomocnie skazany w 2016 roku przez Sąd Rejonowy w Nowym Mieście Pilawskim, a rok później Sąd Okręgowy w Elblągu utrzymał postanowienie pierwszej instancji. Ani duchowny, ani przedstawiciele kurii nie zgadzali się z wyrokiem. Do Sądu Najwyższego zostały skierowany wniosek kasacyjny.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", 5 lutego Sąd Najwyższy oddalił kasację, utrzymując w mocy wyrok. skazujący.
Autor: asty/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24