W 1926 roku jako jeden z pięciu i pół miliona Polaków podpisał "Deklarację o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych". Tak nasi rodacy dziękowali wówczas za pomoc USA po I wojnie światowej. Był wśród nich Cyprian Skwarek. W lutym skończy 102 lata. Nie żyje już żaden inny z jego szkolnych kolegów - sygnatariuszy dokumentu. Reportaż Brygidy Grysiak dla magazynu "Polska i Świat".
111 tomów. Trzydzieści tysięcy stron. Pięć i pół miliona podpisów. Za każdym z nich - konkretny człowiek i jego historia.
Cyprian Skwarek za kilka miesięcy skończy 102 lata. Kiedy podpisywał Deklarację Podziwu i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych, był w pierwszej klasie gimnazjum. Miał lat dziesięć.
W rozmowie z Brygidą Grysiak mówi, że "trochę pamięta", jak podpisywał deklarację.
- Koledzy podpisywali i między innymi ja podpisałem. Wtedy ambicją było podpisać się ładnie i wyraźnie, a nie jakimś tam esem floresem - opowiada. I tak właśnie jest, jego podpis na dokumencie jest ładny i wyraźny.
Podpisał i zapomniał na 90 lat. Rok temu ktoś znalazł pod deklaracją jego nazwisko.
- Wydrukowaliśmy to i pokazałem ojcu ten jego podpis - mówi syn, Wojciech Skwarek. - Był zaskoczony, ale ucieszył się, że to przetrwało - dodaje.
"Pamiętam głód, kuchnię, zupy, które podtrzymały życie"
Wtedy gimnazjum, dziś liceum im. hetmana Zamojskiego w Lublinie. Uczył się tutaj Cyprian. Potem uczyły się jego dzieci i wnuki. - Graliśmy w koszykówkę, siatkówkę. To były nasze gry - wspomina.
W kwietniu 1926 roku w całej Polsce ruszyła akcja zbierania podpisów pod deklaracją wdzięczności dla narodu amerykańskiego, prezent na 150. rocznicę podpisania amerykańskiej Deklaracji Niepodległości. Dołączała każda, nawet najmniejsza szkoła.
- Mówił mi, że pani od polskiego przyniosła listę i wszyscy uczniowie się pod nią podpisywali - relacjonuje Wojciech Skwarek. Pan Cyprian nie pamięta, czy ktoś im wtedy tłumaczył, co podpisują i dla kogo.
Pamięta coś innego. - Pamiętam głód, kuchnię, zupy, które podtrzymywały życie - wylicza. I choć dzieci nie rozumiały, kto i dlaczego pomaga, kilka milionów ich podpisów trafiło do prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Dzieci pozowały też do zdjęć. W okolicach Stanisławowa ustawiły się w kształt litery H, na cześć Herberta Hoovera, dzięki któremu po pierwszej wojnie światowej Polska dostała pomoc wartą dziś miliardy dolarów. - Bez pomocy amerykańskiej na pewno byśmy nie przeżyli - przyznaje pan Cyprian.
"Nie znam nikogo, kto by jeszcze żył"
To znacznie więcej niż największa laurka świata. To pamiątka po świecie, którego już nie ma. - Wiele z tych ludzi zginęło w czasie wojny. Czasami jest to jedyny ślad, który po nich pozostał - mówi pan Wojciech.
Koledzy pana Cypriana też już nie żyją. - Nie znam nikogo, kto by jeszcze żył - podkreśla w rozmowie z TVN24. - Tak wygląda, że ostatnim świadkiem jestem ja - dodaje.
Uczciwość i sprawiedliwość
Urodził się w czasie I wojny światowej. Jego ojciec był szewcem. W II wojnie światowej już walczył. Pół życia pracował w elektrowni, obronił doktorat, wykładał na politechnice. Po godzinach śpiewał w chórze. Ma troje dzieci, siedmioro wnucząt i dziewięcioro prawnucząt. Najważniejsze w życiu są dla niego uczciwość i sprawiedliwość.
Od 18 października do 15 listopada na Krakowskim Przedmieściu będzie można obejrzeć wystawę o historii wdzięczności Polaków za pomoc Stanów Zjednoczonych w odzyskaniu niepodległości. Wystawę "From Poland with Love" przygotował ośrodek KARTA i Dom Spotkań z Historią.
Autor: tmw//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24