W ostatnim czasie wiele emocji budzi sprawa z Krakowskiego Przedmieścia, dotycząca kolizji pieszej z osobą poruszającą się hulajnogą elektryczną. Za winną zdarzenia policjanci uznali kobietę, którą ukarali mandatem w wysokości 50 złotych.
Według stołecznych policjantów osoby poruszające się na hulajnogach elektrycznych są bowiem w świetle prawa pieszymi. I jako takim nie tylko zezwala się na jazdę po chodniku, ale wręcz zabrania korzystania z jezdni.
Tragiczny wypadek na hulajnodze i proces
Kwestii hulajnóg elektrycznych i ich klasyfikacji przyjrzał się już pod koniec 2016 roku lubelski sąd rejonowy.
Sprawa dotyczyła śmiertelnego potrącenia 10-letniego Szymona, poruszającego się hulajnogą elektryczną po chodniku, z prędkością około 22 km/h. Na przejściu dla pieszych chłopiec uderzył w bok autobusu, dla którego – podobnie jak w przypadku poszkodowanego – świeciło się zielone światło.
"Uderzył w prawy bok autobusu a następnie wpadł pod ten pojazd, w następstwie czego doznał szeregu obrażeń ciała" – czytamy w uzasadnieniu wyroku. Chłopiec krótko po wypadku zmarł.
"Hulajnoga elektryczna może być traktowana jedynie jak motorower"
Jak podaje portal brd24.pl, kwestią kluczową dla sprawy było rozstrzygnięcie tego, czy 10-letni Szymon miał prawo poruszać się po chodniku i wjechać pojazdem na przejście dla pieszych.
Sąd Rejonowy w Lublinie wykazał, że pomimo braku konkretnych przepisów, dotyczących hulajnóg elektrycznych, z pozostałych norm ustawy Prawo o ruchu drogowym można wyciągnąć właściwe wnioski. "Hulajnogi elektrycznej nie można traktować jako pieszego" - uznał sąd.
"Jadący hulajnogą elektryczną, taką jak hulajnoga pokrzywdzonego nie jest również kierującym rowerem, bowiem rowerem jest pojazd o szerokości nieprzekraczającej 0,9 m poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym pojazdem; który może również być wyposażony w uruchamiany naciskiem na pedały pomocniczym napędem elektrycznym zasilany prądem o napięciu nie wyższym niż 48 V o znamionowej mocy ciągłej nie większej niż 250 W, którego moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po przekroczeniu prędkości 25 km/h, skoro moc silnika przedmiotowej hulajnogi wynosiła 500 W" – czytamy dalej.
Z uzasadnienia wyroku wynika, że hulajnoga elektryczna taka jak pokrzywdzonego, może być traktowana wyłącznie jako motorower, "tj. pojazd dwu- lub trójkołowy zaopatrzony w silnik spalinowy o pojemności skokowej nieprzekraczającej 50 cm3 lub w silnik elektryczny o mocy nie większej niż 4 kW, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 45 km/h".
Wina po obu stronach
Sąd uznał, że poruszanie się chłopca po chodniku pojazdem mogącym rozwijać prędkość wyższą niż 20 km/h nie było prawidłowe. Podobnie jak to, że nikt nie sprawował nad nim bezpośredniej opieki - poczynania 10-latka kontrolował ojciec wyłącznie z wnętrza samochodu.
Ostatecznie sąd stwierdził, że winę za wypadek ponosi kierowca autobusu, który nie zachował należytej ostrożności, niewystarczająco zwolnił przed przejściem dla pieszych i nie wziął pod uwagę, że do przejścia zbliża się nieświadome zagrożenia dziecko. Jak dowiedziono, kierowca przed manewrem skrętu w prawo poruszał się z prędkością 28 km/h i miał wystarczająco dużo czasu na wyhamowanie, tym bardziej, że – jak wynika z zeznań świadków – chłopiec był jedyną, dobrze widoczną osobą poruszającą się równolegle do pojazdu.
Mężczyzna został skazany na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
W Polsce nie ma obowiązuje prawo precedensu, więc wyrok sądu i opinia w sprawie hulajnogi elektrycznej odnosi się tylko do tej jednej konkretnej sprawy.
Regulacji wciąż brak
W polskim prawie, póki co, brakuje regulacji dotyczących poruszania się hulajnogami elektrycznymi po drogach publicznych.
Wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska jesienią ubiegłego roku przekonywała, że przepisy powinny zostać uregulowane.
- Poruszający się po chodniku na hulajnodze z prędkością do 25 km/h stanowią potencjalne zagrożenie zwłaszcza dla bezpieczeństwa pieszych. Z tego względu, promowanie przemieszczania się za pomocą hulajnóg (szczególnie elektrycznych) powinno być poprzedzone uregulowaniem zasad korzystania z tych urządzeń – mówiła.
Ze słowami Kaznowskiej zgodził się ostatnio Jan Popławski ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Działacz uważa za "skandaliczne i niesprawiedliwe" to, że nie ma odpowiednich regulacji.
- Myśmy już pół roku temu, w zeszłym sezonie jak pojawiły się hulajnogi, zwracali uwagę że one potrzebują pilnej regulacji prawnej, interwencji ustawodawcy. Apelowaliśmy do ministerstwa, żeby takie regulacje przeprowadziło. Nic się takiego przez pół roku nie zadziało - powiedział.
Jak dotąd tylko w dwóch krajach Unii Europejskiej wprowadzono regulacje dotyczące tak zwanych UTO, czyli Urządzeń Transportu Osobistego. A polskie władze mówiły o zmianach już trzy lata temu. Na jakim etapie są teraz te plany?
Szymon Huptyś z Ministerstwa Infrastruktury zapowiada, że władze chcą by Polska była jednym z pierwszych krajów, który ureguluje te kwestie. - Za kilka tygodni pokażemy projekt ustawy. Myślę, że będzie to na przełomie maja i czerwca – zapowiedział.
Piesza zderzyła się z hulajnogą
Piesza zderzyła się z hulajnogą
ab/gp
Źródło zdjęcia głównego: TVN24