Podziemne labirynty w okolicach Dworca Centralnego to koszmar dla niepełnosprawnych, rodziców z wózkami, osób starszych i pasażerów taszczących bagaże na perony. W ciągu dwóch lat Zarząd Dróg Miejskich planuje wyremontować swoją część podziemi, żeby estetycznie dorównała tej, którą kolejarze zmodernizowali przed Euro 2012. Chodzi o przestrzeń pod rondem Czterdziestolatka oraz dwa przejścia pod Al. Jerozolimskimi – na wysokości ul. Emilii Plater i hotelu Marriott.
Pojawią się białe sufity i przeszklone lokale handlowe, a nad wejściami jasne daszki. Ma być też bardziej funkcjonalnie – pojawi się sześć wind, dla wszystkich, którzy z chodzeniem po schodach mają problemy. Na przyszły rok drogowcy planują także wymiana nawierzchni na samym rondzie.
Eksperci chcą inaczej
Zmiany mogą cieszyć, ale pojawia się pytanie, dlaczego nie pójść krok dalej? Czy remontu nie warto wykorzystać do wytyczenia naziemnych przejść dla pieszych przez Al. Jerozolimskie. Tradycyjne zebry wydają się rozwiązaniem tańszym i prostszym od wiecznie psujących się i drogich wind. Warto przy tym zauważyć, że na półtorakilometrowym odcinku centralnej arterii stolicy - między Kruczą a Żelazną - nie ma żadnego naziemnego przejścia dla pieszych ani przejazdu dla rowerów.
Koncepcja, którą Zarząd Dróg Miejskich wybrał w konkursie, za miesiąc ma się przekuć w szczegółowy projekt. Zostanie on przedyskutowany na najbliższej Komisji Dialogu Społecznego ds. Transportu. Ale czy na tym etapie jakiekolwiek zmiany są jeszcze możliwe?
- Ta partycypacja jest niestety spóźniona, koncepcja powinna skonsultowana przed sporządzeniem wytycznych konkursowych – przyznaje Piotr Kostrzewa, ekspert SISKOM, który przewodniczy komisji.
Miastu zarzuca brak strategicznego planowania. – Strzelamy punktowo, zamiast spojrzeć na ten obszar całościowo: od wieżyc mostu Poniatowskiego do placu Zawiszy. Coraz więcej mówi się o stworzeniu przejść w poziomie jezdni wokół ronda Dmowskiego, tymczasem kilkaset metrów dalej znów inwestujemy w przejścia podziemne i windy. Liczę, że miasto się ocknie i zmieni zdanie – krytykuje Kostrzewa.
Drogowcy obstają przy swoim
W podobnym tonie wypowiada się Maciej Sulmicki z Zielonego Mazowsza, również członek KDS. – Realizacje tego projektu oznacza, że będzie lepiej, ale można było zrobić więcej. W końcu dojrzeliśmy nieco od lat 70., kiedy promowano transport kołowy, kosztem ruchu pieszego – zauważa.
Najwyraźniej nie dojrzał jednak Zarząd Dróg Miejskich, który o naziemnym przejściu dla pieszych nie chce słyszeć. Dlaczego? – Proszę pamiętać, że choć przejścia w okolicach Dworca Centralnego mają różnych zarządców, to jest to system naczyń połączonych. Wyniesienie ludzi na powierzchnię, wymagałoby przebudowy całego układu. Nie ma sensu, żeby przejścia się dublowały – argumentuje Adam Sobieraj, rzecznik ZDM.
Przedstawiciel drogowców przekonuje także, że zielone światło, które umożliwia pieszym przejście za jednym zamachem obu szerokich jezdni Al. Jerozolimskich, oznaczałoby blokowanie tramwajów, podczas, gdy miasto chce im dać tutaj priorytet. Według członka Zielonego Mazowsza, to argument całkowicie chybiony. – Przecież przejścia dla pieszych między peronami tramwajowymi i tak powstaną, bo zaplanowano tylko po jednej windzie na przystanku – zauważa Sulmicki
Argument natury biznesowej
A Sobieraj wyciąga jeszcze jedna przesłankę – ekonomiczną. – Przejścia naziemne oznaczają, ze nie zarobią przedsiębiorcy, którzy w tych podziemiach prowadzą sklepy czy punkty usługowe. To przypadek placu Na Rozdrożu, po wytyczeniu zebry, najemcy zaczęli nas informować o znaczącym spadku obrotów – informuje rzecznik ZDM.
Argument "biznesowy" ma sens w kontekście modelu, na jaki zdecydowali się urzędnicy. Wszystkie koszty przerzucone zostają bowiem na prywatnego partnera, który wyremontuje przejścia, a potem przez 15-20 lat będzie zarabiał na wynajmowaniu przestrzeni. Alternatywa w postaci naziemnej zebry oznacza mniejsze zyski sklepów, a co za tym idzie niższe stawki za wynajem. Operator musi też uwzględnić, że spadną na niego obowiązki utrzymania czystości w podziemiach oraz konserwacji i napraw wind.
Mimo to, krytycy forsowanej koncepcji liczą, że drogowcy jednak zmiękną. Bo choć ZDM nie jest instytucją znaną ze szczególnej elastyczności, to czasem daje się przekonać. Plac Na Rozdrożu, Ząbkowska przy Targowej czy Emilii Plater przy Złotych Tarasach to miejsca, w których z oporami, ale zebry jednak powstały.
– Mam nadzieję, że i tym razem ulegną – podsumowuje jeden z naszych rozmówców.
Piotr Bakalarski