Race i bójki na koncercie. Tusk: 63 osoby będą musiały opuścić Polskę

Koncert Maxa Korzha na Stadionie Narodowym
Premier Donald Tusk o wydarzeniach podczas koncertu na Stadionie Narodowym
Źródło: TVN24
Wobec 63 osób jest wszczęte postępowanie o opuszczeniu kraju - przekazał we wtorek Donald Tusk. To konsekwencja burd, do których doszło w czasie koncertu białoruskiego rapera Maxa Korzha na Stadionie Narodowym.

- Z satysfakcją mogę powiedzieć, że ma już swój finał sytuacja, która tak bardzo zbulwersowała opinię publiczną. Mówię tu o zamieszkach i aktach agresji i pewnych prowokacjach na Stadionie Narodowym w czasie koncertu białoruskiego rapera. Doszło do zdarzeń absolutnie niepotrzebnych, które wymagały szybkiej reakcji - powiedział we wtorek po południu przed posiedzeniem rządu premier Donald Tusk.

- Otrzymałem właśnie informację, że wobec 63 osób jest wszczęte postępowanie o opuszczeniu kraju. Będą musiały opuścić kraj dobrowolnie albo pod przymusem - wskazał premier. I dodał, że w tej grupie jest 57 Ukraińców i sześciu Białorusinów. - Sądy zareagowały błyskawicznie - podsumował Tusk.

Bójki z ochroną, race, przeskakiwanie na płytę

Sobotni koncert Maxa Korzha na Stadionie Narodowym nie należał do spokojnych. W mediach społecznościowych pojawiły się nagrania, na których widać agresywnych fanów rapera przeskakujących przez barierki, by dostać się z trybun na płytę stadionu. Uczestnicy koncertu wdawali się w bójki z pracownikami ochrony i stewardami, odpalali race.

Pojawiła się także flaga UPA, zabroniona polskim prawem. - Widzieliśmy w mediach, że pojawiły się być może, zabronione prawem symbole, propagujące ustrój totalitarny. Widzieliśmy, że były tam pokazywane różnego rodzaju flagi, symbole. Zebraliśmy cały ten materiał dowodowy i przesłaliśmy go do prokuratury po to, aby mieć ocenę prawno-karną i wiedzieć, czy doszło do przestępstwa - powiedział w poniedziałek TVN24 mł. insp. Robert Szumiata, rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji.

Przeprosił za flagę na nagraniu

We wtorek policja nie miała nam do powiedzenia nic nowego w tej sprawie. Tymczasem do przyniesienia czerwono-czarnej flagi jeden z uczestników koncertu przyznał się w mediach społecznościowych. Film zamieszczony na TikToku można obejrzeć na profilu NEXTA Polska w serwisie X. - Chcę zwrócić się do wszystkich, których mogło zranić to, co wydarzyło się podczas koncertu w Warszawie - mówi młody mężczyzna na nagraniu.

Nawiązuje do wojny, która toczy się w jego ojczyźnie - Ukrainie. - Każdego dnia tam giną ludzie. Dlatego wiem, że wrogość i nienawiść nigdy nie prowadzą do niczego dobrego. Nie miałem zamiaru wzbudzać negatywnych emocji. Flaga, którą trzymałem, była dla mnie symbolem wsparcia dla Ukraińców. Nie miałem nic wspólnego z propagowaniem jakiegokolwiek reżimu. Chciałem tylko przypomnieć o rosyjskiej agresji i wesprzeć naszych żołnierzy - zapewnia Dmitry.

- Jeśli ktoś poczuł się urażony, przepraszam. Jestem wdzięczny wszystkim Polakom, którzy pomagali Ukraińcom i pomagają do teraz - kończy.

Przypomnijmy. Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) była formacją stworzoną przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), współodpowiedzialną za ludobójstwo polskiej ludności cywilnej w czasie II wojny światowej, m.in. rzeź wołyńską.

Ponad sto osób zatrzymanych

Podczas sobotniego koncertu policja zatrzymała 109 osób. Jak informowała, powodem były liczne wykroczenia i przestępstwa, takie jak posiadanie narkotyków, naruszenie nietykalności cielesnej pracowników ochrony, posiadanie i wnoszenie środków pirotechnicznych, a także wdarcie się na teren imprezy masowej. Policjanci ukarali 50 osób mandatami na łączną kwotę 11450 złotych.

"Przed koncertem oraz w trakcie jego trwania stołeczni policjanci wielokrotnie kontaktowali się z jego organizatorem, podejmując jednocześnie szereg działań prewencyjnych, w efekcie których nie doszło do eskalacji agresywnych zachowań osób znajdujących się na stadionie" - podkreśliła w komunikacie KSP. ka.

Hałas, śmieci i interwencja policji

Już w piątek wieczorem, w przeddzień koncertu, na terenie kolejowym przy ulicy Ordona zgromadzili się młodzi fani białoruskiego rapera, który prawdopodobnie zainicjował samo wydarzenie. Z opisów okolicznych mieszkańców wynika, że zgromadzeniu towarzyszył hałas i wystrzeliwanie rac. Po imprezie została masa śmieci, głównie butelek.

Na miejscu interweniowała policja. "Policjanci podjęli skuteczne działania, które doprowadziły do przerwania imprezy. Tego dnia zatrzymano 9 osób, a 25 ukarano mandatami. W związku z zaistniałym zdarzeniem zostały już podjęte czynności zmierzające do przedstawienia organizatorowi eventu zarzutu z art. 58 Ustawy o imprezach masowych. Weryfikowana jest również treść umowy zawartej pomiędzy organizatorem eventu, a właścicielem wynajętego terenu" - poinformowali stołeczni policjanci.

Do nieformalnego wydarzenia odniósł się burmistrz Woli Krzysztof Strzałkowski. "Informuję, że Urząd Dzielnicy Wola nie miał z tym nic wspólnego. Za to zgromadzenie odpowiada prywatny organizator (został ustalony) i mam nadzieję, że poniesie stosowne konsekwencje" - podkreślił we wpisie w mediach społecznościowych. Przekazał, że organizator nie miał zgody na tak dużą imprezę masową.

Czytaj także: