Z redakcją Kontaktu 24 skontaktowała się Monika, której niespełna sześcioletni syn uległ poważnemu wypadkowi. Do zdarzenia doszło we wtorek 15 lipca w miejscowości Rembelszczyzna.
- Mieszkamy w Legionowie i we wtorek po pracy zabraliśmy naszego niespełna sześcioletniego syna na wycieczkę rowerową. Mikołaj jechał chodnikiem, a ja z mężem obok ścieżką rowerową, kiedy z naprzeciwka wyjechał młody człowiek, który jechał z ogromną prędkością na hulajnodze elektrycznej i uderzył prosto w nasze dziecko z takim impetem, że obaj się przewrócili, a syn wyleciał z roweru z tak dużą siłą, że aż spadły mu buty - relacjonuje.
Dziecko trafiło do szpitala, chłopak "po prostu odjechał"
Jak dodaje, była w szoku. Wokół zaczęli się też zbierać świadkowie. - Od razu zostawiłam rower i pobiegłam do dziecka, a mąż zaczął mówić do tego chłopaka, który wyglądał jakby miał 16, może 17 lat. Natomiast on po prostu wstał i odjechał. Pani, obok której domu doszło do tego zdarzenia zaprosiła mnie z dzieckiem do siebie na podwórko, żebym mogła go opatrzeć, bo miał obtartą rękę, a na koszulce były ślady krwi i strasznie płakał. Ktoś ze świadków wezwał karetkę, a mąż wsiadł na swój rower, żeby pojechać samochód, abyśmy mogli pojechać z dzieckiem do lekarza. Wszystko działo się bardzo szybko, było dużo emocji - podkreśla nasz czytelniczka.
Jak relacjonuje, pogotowie ratunkowe pojawiło się po około 10 minutach. - Ratownicy zabrali syna do karetki, po chwili zjawił się patrol. Ostatecznie ja z dzieckiem pojechaliśmy do szpitala, a mąż został na miejscu z policjantami, którzy zebrali jego zeznania, relacje świadków i rozpoczęli swoje czynności. W tym czasie, po przeprowadzeniu badań okazało się, że nasze dziecko ma złamanie przynasady kości dalszych przedramienia i musi mieć założony gips, w którym chodzi do tej pory - opisuje.
"Droga hamowania wynosiła około 10 metrów". Jest śledztwo
Do rodziny dotarło już pismo z policji, z informacją o wszczęciu postępowania w sprawie wypadku. - Wiem też, że policja zabezpieczyła monitoring z sąsiadujących z miejscem zdarzenia posesji. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, policyjni technicy ocenili, że droga hamowania hulajnogi wynosiła około 10 metrów, więc z jaką prędkością musiał jechać ten chłopak, skoro po takim czasie hamowania, siła uderzenia wciąż była tak duża? Zwłaszcza, że to była hulajnoga prywatna, nie z wypożyczalni miejskiej, więc podejrzewam, że nie miała zamontowanych żadnych ograniczeń prędkości - opowiada Monika.
W Komendzie Powiatowej Policji w Legionowie potwierdziliśmy, że sprawa jest w toku. - Trwają czynności operacyjne i procesowe - mówi nam nadkom. Justyna Stopińska z legionowskiej policji. Szczegółów śledztwa nie zdradza.
Autorka/Autor: est, mg/b
Źródło: Kontakt24, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: LeManna/Shutterstock