Posiedzenie w sprawie reprywatyzacji kamienicy trwało ponad siedem godzin i rzuciło nowe światło na zwrot budynku przy Marszałkowskiej 43.
W tym kontekście ciekawe okazały się szczere zeznania brata Jakuba R. - Adama. Powiedział on, że jego udział w reprywatyzacji kamienicy "był przypadkowy", spowodowany namową jednej z prawniczek, a prywatnie matki jego dziecka. Podkreślał, że cała transakcja odbiła się przede wszystkim na jego życiu osobistym, bo m.in. utracił dobry kontakt z córką. Zapewniał też o swojej niewiedzy co do faktu, że urzędnikiem wydającym decyzję zwrotową był… jego brat Jakub R.
Przed komisją zeznawała także mieszkanka kamienicy Krystyna Wrońska. Zwróciła uwagę na kilka interesujących wątków, w tym m.in. remont kamienicy - przeprowadzony niedługo przed pojawieniem się roszczeń do budynku. Czy miało to ze sobą jakiś związek? Tego lokatorka nie potwierdziła. Zauważyła jednak, że "w stolicy było normą", że najpierw remontowano budynki, potem przekazywano je w prywatne ręce.
Posiedzenie w sprawie Marszałkowskiej odbyło się bez spięć, z jakimi mieliśmy do czynienia przed tygodniem (na przesłuchaniu w sprawie Poznańskiej 14), kiedy to pełnomocnicy ratusza zostali wykluczeni z sali.
Nie zabrakło jednak kolejnej grzywny dla prezydent stolicy w wysokości trzech tysięcy złotych, która po raz kolejny została ukarana za to, że nie stawiła się na posiedzeniu.
CAŁE WYDARZENIE RELACJONOWALIŚMY NA BIEŻĄCO:
17.20 Patryk Jaki zamknął posiedzenie komisji w sprawie zwrotu kamienicy przy Marszałkowskiej 43. Poinformował również o wyznaczeniu dodatkowego posiedzenia niejawnego, na którym przesłuchana zostanie (w charakterze świadka) mecenas Iwona Gerwin, pełnomocniczka spadkobierczyń dawnej właścicielki kamienicy przy Marszałkowskiej. Odbędzie się ono jeszcze w środę.
17.15 - Na dzisiejsze posiedzenie została wezwana pani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, lecz nie stawiła się - oświadczył przewodniczący komisji Patryk Jaki i zapytał pełnomocników urzędu miasta o powody takiego zachowania. - Te powody są niezmienne. Ratusz jest organem, a nie stroną i nie może brać udziału w postępowaniach dotyczących wydanej przez siebie decyzji - powiedziała mecenas Zofia Gajewska. Przypomniała także o toczącym się "sporze kompetencyjnym", w sprawie którego władze Warszawy złożyły wniosek do Sądu Najwyższego.
Jakiego nie przekonały te argumenty. Poddał pod głosowanie komisji wniosek o ukaranie prezydent Warszawy karą grzywny za nieobecność na przesłuchaniu. Zapobiec temu próbował (podobnie jak na poprzednich spotkaniach komisji) poseł PO Robert Kropiwnicki. Przekonywał, że "rytualne wnioski o kary są niestosowane" i "mają charakter polityczny".
- Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz łamie prawo nie stawiając się na posiedzenia komisji - skomentował w kontrze Sebastian Kaleta, członek komisji z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. - Dostaliśmy od ustawodawcy bardzo konkretne zadanie, by wyjaśnić wszystkie wątpliwości związane z reprywatyzacją. Nie da się tego zrobić bez wiedzy prezydenta Warszawy - dodał przewodniczący Jaki.
Po długiej dyskusji, wniosek o ukaranie pani prezydent został poddany pod głosowanie komisji. Ta opowiedziała się za karą w wysokości trzech tysięcy złotych. Na "tak" głosowało pięciu członków komisji, jeden (poseł Kropiwnicki) był przeciwko, dwie osoby wstrzymały się od głosu.
To kolejna grzywna dla Gronkiewicz-Waltz za niestawienie się na posiedzeniu komisji weryfikacyjnej. Łącznie ze środową karą prezydent Warszawy ma do zapłaty łącznie 18 tysięcy złotych.
"Nie ma podstaw do tego by mówić, że urząd kolaborował z handlarzami roszczeń"
17.00 Zakończyły się przesłuchania świadków wezwanych na posiedzenie komisji. Po czym głos zabrać mogli pełnomocnicy stron postępowania. Jako pierwsza krótkie oświadczenie zaprezentowała mecenas Iwona Gerwin, reprezentująca spadkobierczynie dawnej właścicielki nieruchomości (mieszkające we Francji). Te, choć otrzymały korzystną decyzję reprywatyzacyjną już w 2010 roku, nie podpisały jednak aktu notarialnego, co podkreślała pełnomocniczka w swoim przemówieniu. - Z dnia na dzień odwoływano nam [w urzędzie miasta - red.] podpisanie tego aktu - mówiła.
- Ze strony spadkobierców nie dochodziło do żadnych naruszeń praw lokatorów. Przeprowadziliśmy podwyżkę, ale sprawa została wyjaśniona przez orzeczenia sądowe, które do tej pory nie zostały wzruszone - zapewniła.
Po Gerwin głos zabrał mecenas Bartosz Przeciechowski (reprezentujący stołeczny ratusz). Zaapelował do komisji, aby rozpatrzyli wezwanie w charakterze świadka w tej sprawie byłego Krzysztofa Śledziewskiego (byłego urzędnika Biura Gospodarowania Nieruchomościami), który również miał uczestniczyć w zwrocie kamienicy przy Marszałkowskiej 43.
Dodał też kilka słów wyjaśnienia do kwestii poruszanych we wcześniejszej części posiedzenia. Po pierwsze - co do braku uczestnictwa miasta w postępowaniu spadkowym dotyczącym kamienicy przy Marszałkowskiej (m.in. ze strony lokatorów padały zarzuty, że władze ratusza w tym postępowaniu nie uczestniczyły, a powinny).
- Miasto brało udział w sprawie spadkowej dotyczącej wniosku lokatorów o weryfikację testamentu ustnego z 1954 roku (którego miała udzielić dawna właścicielka kamienicy - red]. Sąd rozstrzygnął jednak o tym, że nie ma podstaw by podważać ten testament ustny - tłumaczył adwokat.
Dodał też, że wbrew temu, co padało wcześniej "nie można powiedzieć, że remont kamienicy był robiony dla handlarzy roszczeń". - Zakończył się w 2006 roku, a zaczął znacznie wcześniej. Pomijam tu personalia i sprawę, kto wówczas był prezydentem Warszawy - zaznaczył Przeciechowski.
I na koniec skonkludował: "nie ma podstaw do tego, by mówić, że miasto, a zwłaszcza urząd w Śródmieściu kolaborował z handlarzami roszczeń".
16.45 Zakończyło się przesłuchanie byłej urzędniczki stołecznego ratusza Aliny Domańskiej.
Komisja chciała przesłuchać obecną właścicielkę nieruchomości Katarzynę Smolagę, która nie pojawiła się jednak w Ministerstwie Sprawiedliwości. Byli za to jej pełnomocnicy: Rafał Sarbiński i Katarzyna Sobczyk-Sarbińska. Przekonywali, że ich mocodawczyni jest chora, a na potwierdzenie tego faktu przekazali komisji oświadczenie lekarskie.
Była urzędniczka o Marszałkowskiej: zupełnie nie pamiętam tej sprawy
16.05 Po kolejnej przerwie komisja wróciła do pracy. Nie pojawił się już jednak wątek przesłuchania mecenas Gerwin (wspomniany przed przerwą). Rozpoczęło się natomiast przesłuchanie kolejnego świadka - Aliny Domańskiej, radczyni prawnej pracującej w ratuszu od 2002 roku do kwietnia tego roku, kiedy to przeszła na emeryturę.
- Zupełnie nie pamiętam tej sprawy. Ani adresu, ani okoliczności - powiedziała już na wstępie o Marszałkowskiej 43 była urzędniczka. Dopytywana, czy parafowała projekt decyzji w sprawie zwrotu tego budynku Domańska odpowiedziała niepewnie: prawdopodobnie tak, skoro zostałam wezwana na to posiedzenie.
I dodała, że spraw oraz aktów notarialnych, którymi się zajmowała w ratuszu było bardzo wiele. Zapewniała jednak, że parafowała jedynie te decyzje, co do których była pewna, że "są zgodne z prawem i stanem faktycznym".
Pytana przez przewodniczącego Patryka Jakiego o relacje między prawnikami, urzędnikami i nabywcami nieruchomości przyznała, że "nie interesowała się takimi koneksjami". - Starałam się wykonywać po prostu swoją pracę. Dopiero teraz dowiaduje się, że są historię, o których wcześniej nie miałam pojęcia - powiedziała.
Jaki pytał świadka również o kulisy zwrotu Marszałkowskiej 43. - Decyzję podejmuje jeden brat, a nieruchomość kupuje drugi. To nie budziło pani wątpliwości? - dociekał. - Nie zwróciłam na to wtedy uwagi - odpowiedziała była urzędniczka.
Dopytywana z kolei o nieformalny układ, który mógł działać w ratuszu w sprawie reprywatyzacji przyznała, że nie wiedziała i nie słyszała o takim do czasu wybuchu afery reprywatyzacyjnej związanej z Chmielną 70 (w ubiegłym roku). - Rozmawialiśmy [o tym - red.] w swoim zespole, czytaliśmy artykuły na temat placu Defilad - wspominała. Pytana przez Jakiego o konkluzje i wnioski po tej aferze podkreśliła, że nowa dyrekcja "wprowadziła nowe zasady dotyczące spraw reprywatyzacyjnych".
Po Patryku Jakim pytania zadawał m.in. Sebastian Kaleta, członek komisji z ramienia PiS. Chciał znać kilka kwestii formalnych, m.in. zakres obowiązków byłej urzędniczki. Domańska poinformowała, że zajmowała się m.in. wydawaniem opinii prawnych i prowadzeniem spraw sądowych. Od 2002 roku miała też pełnomocnictwa do wydawania decyzji administracyjnych. Jej bezpośrednim przełożonym był Marcin Bajko.
Kwestią, która szczególnie interesowała członków komisji były terminy pojawiające się w sprawie zwrotu kamienicy przy Marszałkowskiej: decyzja reprywatyzacyjna w tej sprawa została wydana już w 2010 roku, przekazanie budynku nastąpiło rok później, natomiast podpisanie aktu notarialnego odbyło się dopiero w 2016 roku. - Dlaczego trwało to aż sześć lat? - dopytywali świadka. Domańska powiedziała jednak krótko, że "nie umie odpowiedzieć na to pytanie".
Podczas przesłuchania świadek zapewniała także, że nie wiedziała o postępowaniu dotyczącym możliwego sfałszowania testamentu dotyczącego Marszałkowskiej (które toczy się w prokuraturze). - Usłyszałam o tym dopiero dzisiaj w radiu - przyznała. Dopytywana mówiła też, że nie miała żadnych kontaktów ani ze stronami postępowań ani z pełnomocnikami. - Gdyby były takie relacje, na pewno bym je ucinała - oświadczyła.
Po członkach komisji pytania świadkowi zadawali pełnomocnicy stron. Przy tej okazji reprezentujący ratusz mecenas Przeciechowski rozwiał pojawiające się wcześniej wątpliwości co do tego, że zeznająca jako świadek Alina Domańska nie jest Aliną D. - matką Jakuba R. Takie doniesienia pojawiały się m.in. na poprzednim posiedzeniu.
15.40 Przewodniczący komisji Patryk Jaki po przerwie wznowił posiedzenie w sprawie zwrotu Marszałkowskiej 43. W pierwszych minutach powtórzył wniosek o przesłuchanie mecenas Iwony Gerwin w charakterze świadka. Taki wniosek pojawił się już na samym początku posiedzenia, ale Gerwin odmówiła składania zeznań powołując się na tajemnicę adwokacką.
- Jestem po rozmowie z jedną ze spadkobierczyń. Jeśli miałoby się to odbyć z wyłączeniem jawności, to mogłabym zeznawać - stwierdziła mecenas. Po tym krótkim oświadczeniu przewodniczący Jaki ponownie ogłosił 10 minut przerwy.
Przypomnijmy, na środowym przesłuchaniu Gerwin pojawiła się jako pełnomocniczka dwóch kobiet mieszkających we Francji, które w 2010 roku odzyskały kamienicę przy Marszałkowskiej. W trakcie przesłuchań poprzednich osób okazało się jednak, że adwokat brała czynny udział w sprawie zwrotu nieruchomości. Dlatego członkowie postanowili przesłuchać ją również w charakterze świadka.
14.50 Zakończyło się przesłuchanie brata Jakuba R. - Adama. Patryk Jaki ogłosił przerwę w posiedzeniu do godziny 15.30.
Zaskakujące zeznania brata Jakuba R.
13.00 Zakończyło się przesłuchanie Krystyny Wrońskiej. Rozpoczęło natomiast przesłuchanie brata Jakuba R. - Adama. W pierwszych minutach świadek poprosił o obecność swojego adwokata, na co nie zgodził się Patryk Jaki. Argumentując, że pełnomocnik przysługuje jedynie stronom.
Wobec tego, świadek rozpoczął zeznania bez pomocy prawnika. Podkreślił, że "jego bycie przy tej transakcji jest całkowicie przypadkowe". - To jest zbieżność, że ja się tutaj pojawiłem - powiedział. Po czym rozwinął wątek.
- Znalazłem się przy tej transakcji dzięki mecenas Iwonie Gerwin, która była pełnomocnikiem spadkobierczyń. Przez nią zostałem namówiony do tej transakcji, a kiedy zaczęła zmieniać warunki, starałem się wycofać tej transakcji - wyjaśniał. Dalej przyznał szczerze: "mamy dziecko. Pani Gerwin zaczęła utrudniać mi kontakty z dzieckiem. Do dzisiaj nie mogę odzyskać kontaktu z córką, jaki miałem przed kwietniem 2010 roku".
- Ja jestem osobą najbardziej poszkodowaną. Największe zyski otrzymała pani Gerwin - stwierdził brat Adama R. Podkreślił, że jego straty - nie licząc emocjonalnych - sięgają kilkuset tysięcy złotych.
Przypomnijmy: brat R. przejął prawa do nieruchomości od dwóch Francuzek, które odzyskały ją od miasta w 2010 roku. Cztery lata później odsprzedał ją Katarzynie Smoladze, obecnej właścicielce.
Wystąpienie brata Jakuba R. było bardzo emocjonalne, obfitowało w wątki osobiste.
Świadek zaznaczył, że kiedy relacje między nim, a mecenas Gerwin zaczęły się psuć, a warunki transakcji zmieniać, chciał się wycofać i odzyskać stracone pieniądze. - Panie [Francuzki - red.] mi odmówiły i powiedziały, że już tych pieniędzy nie mają - wspominał.
- Potem pani Iwona zaczęła wywierać na mnie presję poprzez naszą córkę. Zaczęła mi utrudniać kontakty, a na każdym spotkaniu mówiła tylko o tej kamienicy - dodał. Wielokrotnie przekonywał, że cała sprawa była dla niego trudna, bo - jak podkreślił - nie jest prawnikiem i nie znał się na wielu sprawach.
Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał świadka, czy na temat kamienicy Marszałkowskiej rozmawiał ze swoim bratem Jakubem R., byłym wiceszefem Biura Gospodarowania Nieruchomościami. - Nie - odpowiedział krótko. Po czym jednak zawahał się. - Jeśli rozmawiałem z nim, to tylko o tym, w jakiej znalazłem się sytuacji - dodał. Rozmowa miała być przeprowadzona w 2014 roku.
Dopytywany o te kwestie przez posła Pawła Lisieckiego (PiS), świadek oznajmił: "nawet nie wiedziałem, że to mój brat wydał decyzję reprywatyzacyjną, od państwa [członków komisji-red.] się dowiedziałem".
Co do wątpliwości w sprawie spadku dawnej właścicielki nieruchomości przyznał natomiast: "od pana [posła Lisieckiego - red] pierwszy raz słyszę, że mógł być on sfałszowany.
Jak to możliwe? Świadek doprecyzował, że wszelkimi sprawami prawnymi dotyczącymi Marszałkowskiej zajmowała się mecenas Iwona Gerwin. - Ja się na tym nie znałem - stwierdził.
Brat Jakuba R. w dalszej części przesłuchania wielokrotne podkreślał, że nie zajmuje się reprywatyzacją ani skupem nieruchomości. - Zrobiłem to pierwszy i zapewniam, że ostatni raz w życiu - powiedział. Podkreślał, że "ma inne pasje", którymi na co dzień się zajmuje. W sprawę Marszałkowskiej zaangażował się wyłącznie przez mecenas Gerwin.
Poseł Lisiecki dopytywał też o znajomość z mecenasem Robertem N. (który był jego pełnomocnikiem). Świadek poinformował, że zna go od maja 2014 roku. - Szukałem w internecie wiedzy o tym, kto mógłby być zainteresowany zakupem tej nieruchomości i trafiłem na kancelarię, którą się chwaliła ilomaś transakcjami - powiedział. - Intensywnie szukałem kogoś, kto zdejmie ze mnie ciężar - dodał mając na myśli kupno praw i roszczeń do Marszałkowskiej 43.
Pytany z kolei o Katarzynę Smolagę, która przejęła od niego prawa do kamienicy przyznał, że "jej nie zna i nigdy nie wiedział jej na oczy". - Miałem pełnomocnika [mecenasa N. - red.] , który w moim imieniu podpisał z nią akt notarialny - doprecyzował.
O kwestię znajomości z Robertem N. zagadnął również przewodniczący Jaki. Chciał wiedzieć, czy mecenasa nie polecał świadkowi jego brat Jakub R. Świadek przyznał ostatecznie, że "nie pamięta dokładnie" i "nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie".
Po członkach komisji pytania do świadka zaczęli zadawać pełnomocnicy. Jako pierwsza sama mecenas Iwona Gerwin.
Pytała o kilka kwestii formalnych, takich jak m.in. obecność spadkobierczyń z Francji u notariusza i przy podpisaniu umowy przedwstępnej. Na większość pytań świadek odpowiadał, że "nie wie". Przy kolejnych, bardziej szczegółowych, powiedział w końcu: "moi pełnomocnicy, w tym pani, zajmowali się sprawami formalnymi. Proszę więc swoich kompetencji na mnie nie przerzucać".
"Miasto chciało nas sprzedać za naszymi plecami"
11.30 Zeznająca przed komisją Krystyna Wrońska (lokatorka) podkreśliła, że tuż przed zgłoszeniem roszczeń kamienica przy Marszałkowskiej 43 została gruntowanie wyremontowana. Oznajmiła, że koszty tych prac "można liczyć w milionach". Dokładnie - jak dodała - było to ponad 1,8 mln zł.
- Nawet pracownicy, którzy robili nam ten remont pytali się, czy tutaj są spadkobiercy. Powiedzieliśmy, że nie. Właścicielka zmarła samotnie. Kiedy to usłyszeli, śmieli się i powiedzieli, że spadkobiercy "pewnie się znajdą" - wspominała dalej lokatorka.
Bartłomiej Opaliński, członek komisji z ramienia Polskiego Stronnictwa Ludowego pytał Wrońską czy nowa właścicielka kamienicy przy Marszałkowskiej w jakiś sposób nękała lokatorów. - Było nękanie głównie mnie. Pozostałych lokatorów właścicielka przekonywała, żeby się przeprowadzili - przyznała mieszkanka.
- Zaraz po zakupie nieruchomości napisałam do niej [do Smolagi, właścicielki - red.] czy wie, że kupiła nieruchomość, co do której nie zostało zakończone postępowanie spadkowe i że toczą się sprawy w prokuraturze. Przy czym w odpowiedzi dostałam wypowiedzenie umowy najmu z okresem trzyletnim i z uzasadnieniem, że planuje ona zamieszkać w moim mieszkaniu - zeznała Wrońska.
Pytana natomiast o liczbę i stan lokali w budynku, poinformowała, że w całej kamienicy jest 25 mieszkań. - Z tego 22 albo 20 to były lokale kwaterunkowe. Było też cztery albo pięć lokali socjalnych i z tych mieszkań lokatorzy dostali natychmiast inne lokale - uzupełniła. Wyraźnie dodała też, że osoby, które starały się od miasta o nowe mieszkanie - dostały je.
Łukasz Kondratko, członek komisji z ramienia PiS dopytywał świadka o przeprowadzone remonty i to, czy były zgłaszane w urzędzie miasta. Wrońska powiedziała, że o pracach informowała ówczesnego burmistrza Śródmieścia Wojciecha Bartelskiego. Chciała wiedzieć, dlaczego urzędnicy chcą oddać świeżo wyremontowany budynek w prywatne ręce. - Pan Bartelski odpisał, że nie są to jego sprawy, że zajmuje się tym BGN [Biuro Gospodarowania Nieruchomościami - red.] i przesłał je tam do wiadomości - opisywała.
Podkreśliła, że pisma w tej sprawie wysłała również bezpośrednio do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz i samego BGN. Zapewniała, że informowała również o wątpliwościach co do nabycia spadku i prawdziwości roszczeń. - Od pani prezydent nigdy nie było odpowiedzi, a od BGN były bardzo lakoniczne - przekonywała.
Następnie Łukasz Kondtratko dopytywał także o podwyżki czynszów. Te - jak powiedziała Wrońska - były zastosowano do wszystkich mieszkańców budynku. - Jedna z lokatorek teraz ma 88 lat, była wtedy po wylewie i złamaniu kości udowej. Nie mogła płacić, przez jakiś czas nie płaciła, dostała wypowiedzenie umowy najmu - wspominała dalej lokatorka. Dodała jednak, że po wybuchu afery reprywatyzacyjnej to wypowiedzenie zostało przez właścicielkę budynku cofnięte, podobnie jak podniesiony czynsz.
Adam Zieliński, członek komisji z ramienia klubu Kukiz'15 pytał z kolei o dawną właścicielkę nieruchomości przy Marszałkowskiej 43 - Janinę Grabowską.
- Pani Grabowska była samotną osobą, żyła w trudnych warunkach. Miała jakąś dalszą rodzinę, ale nikt się nią nie interesował. Zmarła na zapalenie płuc, nie było jej komu pochować, nikt się nie zgłosił. W końcu została pochowana na koszt Skarbu Państwa. Dozorca zawiadomił miasto, została przewieziona na Cmentarz Ewangelicki i tam ją pochowano - opisywała Krystyna Wrońska.
Potem przypomniała o pytaniach, które pojawiły się do testamentu Grabowskiej. Jak dodała, dawna właścicielka miała złożyć ustny testament, w którym powiedziała, że chce, aby jej majątek przejęła Helena Rosińska, jedna z jej kuzynek. Lokatorzy mieli jednak co do tego duże wątpliwości.
Według relacji mieszkających w budynku, Rosińska "nigdy nie pojawiła się w kamienicy".
Wrońska w swoich zeznaniach zwróciła uwagę na jeszcze jedną rzecz - brak uczestnictwa miasta w postępowaniach spadkowych po właścicielce kamienicy przy Marszałkowskiej. Mimo że - jak przekonywała - byli o to proszeni przez lokatorów. Było to ważne, bo w przypadku potwierdzonego sfałszowania testamentu ustnego, prawo do nieruchomości mogłoby bowiem zyskać miasto.
W dalszej części przesłuchania poseł PiS Jan Mosiński poprosił lokatorkę, aby doprecyzowała kwestię "oszukania przez urzędników ratusza", o którym mówiła na początku swoich zeznań. - Kto wyrządził Pani krzywdę? Kto wprowadził w błąd? - dopytywał i prosił o konkretne nazwiska.
- Przede wszystkim uznaliśmy to za dużą niesprawiedliwość, że miasto chciało nas sprzedać poza naszymi plecami. Gdyby ktoś przypadkiem nie natknął się na informację o ogłoszeniu przetargu, to byśmy dowiedzieli się dopiero po sprzedaży - powiedziała Wrońska.
- Myśmy chodzili do miasta, dopytywali - mówiła dalej i po raz kolejny dodała, że "miasto nie interesowało się sprawą". - Ze strony prezydent Warszawy nigdy nie było żadnej odpowiedzi -doprecyzowała.
Po członkach komisji weryfikacyjnej pytania zaczęli zadawać świadkowi pełnomocnicy stron. Jako pierwsza mecenas Iwona Gerwin. Dopytywała m.in. o różnicę w czynszu płaconym przez lokatorkę. - Stawka, którą płaciliśmy miastu wynosiła 7 zł. Poniesiona została do 14,70 zł. Samego czynszu było więc 700 zł więcej. Płaciłam wcześniej niecałe 600, a potem miałam 1300 zł - doprecyzowała Krystyna Wrońska.
Mecenas Gerwin pytała też o jakieś "niewłaściwe zachowania" wobec lokatorów przed sprzedażą kamienicy przy Marszałkowskiej obecnej właścicielce. Wrońska przypomniała jeden incydent. Mianowicie, rzekomą próbę odebrania jej skrytki pod schodami, w której chowała rowery. Schowek ten - jak dodała - był jej przydzielony przez administrację budynku. Pewnego dnia natomiast znalazła na nim kartkę, że "ma być natychmiast zwrócony". Poza tą sytuacją nie wymieniła innych "niewłaściwych zachowań".
Rafał Sarbiński, mecenas reprezentujący obecną właścicielkę Katarzynę Smolagę pytał natomiast m.in. o relację między Smolagą i zeznającą Krystyną Wrońską. Chciał wiedzieć, czy zna ją osobiście, czy z nią kiedykolwiek rozmawiała albo czy była świadkiem rozmów Smolagi z innymi lokatorami. Na wszystkie pytania lokatorka odparła przecząco. Przyznała, że jedyny kontakt jaki miała z obecną właścicielką był "korespondencyjny".
Adwokat dopytywał też, czy Wrońska zaskarżyła podwyżkę czynszów, którą dostała od Smolagi do sądu. Lokatorka przyznała krótko: "tak". Dopytywana o innych lokatorów dodała, że nie wnosili sprawy podwyżek do sądów, "bo się bali". Mecenas był bardzo szczegółowy. Prosił o podanie konkretnych nazwisk tychże osób.
- Czy obecnie płaci pani czynsz? - pytał dalej Sarbiński. - Tak, niecałe 700 złotych, według stawki jaką płaciłam miastu [bez uwzględnienia podwyżek - red.] - odpowiedziała Wrońska. Dopytywana dodała, że metraż lokalu, w którym mieszka wynosi 84 metry.
10.50 Rozpoczęło się przesłuchanie Krystyny Wrońskiej - lokatorki mieszkającej w kamienicy przy Marszałkowskiej od 1997 roku.
- Reprezentuję lokatorów kamienicy. Obecnie zostało nas 12 osób. Zostaliśmy dwukrotnie oszukani przez urzędników. Pierwszy raz pod koniec lat 90, kiedy próbowano sprzedać kamienicę za naszymi plecami - powiedziała Wrońska.
Przypomniała, że roszczenia do budynku zostały zgłoszone w 2006 roku, przez dwie panie podające się ze spadkobierczynie z Francji. - Myśmy o tych roszczeniach dowiedzieli się w 2009 roku. Przy czym nam, lokatorom, cały czas obiecywano sprzedaż lokali - powiedziała. - Później okazało się, że cała kamienica i działka została przejęta przez osoby związane z panią Gerwin [Iwonę, pełnomocniczkę dwóch Francuzek, która wcześniej odmówiła składania zeznań przed komisją - red.] - dodała lokatorka.
Wrońska miała tu na myśli brata Jakuba R. Adama, z którym - jak powiedziała dalej - "pani Gerwin była w związku". - Matka pana R. nawet chwaliła się, że sprawę zwrotu nieruchomości prowadzi jej teściowa. Przy czym samą decyzję wydał Jakub R. - opisywała dalej Wrońska.
Lokatorka przyznała również, że lokatorzy budynku pisali w tej sprawie do wielu instytucji, m.in. do Biura Gospodarowania Nieruchomościami, burmistrza Śródmieścia i wojewody mazowieckiego. - Część osób starała się do miasta o mieszkania - dodała.
Podkreśliła też, że obecna właścicielka kamienicy Katarzyna Smolaga przekonywała, że jeśli jakiś lokator chce dostać mieszkanie zastępcze, to może w tym pomóc. - Przychodziła z prawnikami i obiecywała, że załatwi równorzędne lokale albo takie, które będą ich [lokatorów - red.] zadowalać - mówiła Wrońska.
W swoich zeznaniach przekonywała, że testament, na który powoływały się dwie Francuski "był sfałszowany". Podkreślała, że dowody w tej sprawie złożyła m.in. do prokuratury rejonowej na Woli.
Świadek odmawia zeznań. "Tajemnica adwokacka"
10.30 Rozpoczęło się przesłuchanie mecenas Iwony Gerwin, spadkobierczyń dawnej właścicielki nieruchomości przy Marszałkowskiej 43, które w 2010 roku otrzymały od miasta korzystną decyzję reprywatyzacyjną.
Gerwin szybko oświadczyła jednak, że zeznań (jako świadek) składać nie chce. - Od 2006 roku jako adwokat reprezentuje spadkobierców dawnej właścicielki, pani Janiny Grabowskiej. Jako adwokat jestem zobowiązana do zachowania tajemnicy adwokackiej wobec moich mocodawców - argumentowała.
Nie ukrywała też zaskoczenia decyzją komisji o przesłuchanie jej w takim charakterze. - Dopiero w dniu dzisiejszym dowiaduje się, że mam występować jako świadek. Mimo że dla komisji od dwóch miesięcy jasne było, że sprawa tej kamienicy będzie omawiana i ja będę występowała jako pełnomocnik stron. Nie mogę składać zeznań - oświadczyła.
Patryk Jaki nie chciał się na to zgodzić. Przekonywał, że świadek może odmówić odpowiedzi na konkretne pojedyncze pytania, lecz nie może zrezygnować z zeznań w ogóle. Mecenas Gerwin konsekwentnie, na każde pytanie odpowiadała jednak krótko: odmawiam odpowiedzi.
Jaki zagroził nałożeniem na mec. Gerwin kary grzywny "za bezzasadne odmawianie odpowiedzi na pytania". - Złożymy wniosek w tej sprawie i rozpatrzymy go w dalszej części przesłuchania - powiedział.
10.20 Nieoczekiwanie przewodniczący Jaki zgłosił wniosek o przesłuchanie Iwony Gerwin jako świadka.
Mimo, że jej klientki zostały wezwane na posiedzenie w charakterze strony. Nie przyjechały, w ich imieniu pojawiła się właśnie adwokat Gerwin.
- Pani mecenas reprezentuje osoby, które są kluczowe z punktu widzenia rozwiązania tej sprawy. Ponadto od początku była osobą aktywną w całym tym procesie, jestem przekonany, że jej wiedza pomoże nam dojść do prawdy - argumentował Jaki.
Zdecydowanie przeciwny był z kolei poseł PO Robert Kropiwnicki. Przekonywał, że "jest absurdalne" przesłuchiwanie w charakterze świadka osoby początkowo wezwanej jako strona. - To narusza standardy państwa prawa i sprawiedliwego procesu - stwierdził.
Komisja w głosowaniu opowiedziała się jednak za wnioskiem przewodniczącego Jakiego.
10.05 Patryk Jaki rozpoczął posiedzenie i sprawdził obecność wezwanych stron i świadków. Wśród świadków stawili się: Katarzyna Wrońska (lokatorka kamienicy przy Marszałkowskiej), Alina Domańska - była urzędniczka warszawskiego ratusza oraz brat byłego wiceszefa Biura Gospodarowania Nieruchomościami Jakuba R. - Adam.
Mimo wezwania, osobiście nie pojawiły się dwie mieszkanki Francji, beneficjentki decyzji reprywatyzacyjnej z 2010 roku. Reprezentowała je adwokat Iwona Gerwin. Nie było też obecnej właścicielki budynku, w jej imieniu w ministerstwie stawili się pełnomocnicy: Katarzyna Sobczyk-Sarbińska i Rafał Sarbiński.
Nie przyszła również prezydent Warszawy, która była wezwana także w charakterze strony. Hannę Gronkiewicz-Waltz - podobnie jak na poprzednich posiedzeniach - reprezentują urzędnicy z Biura Spraw Dekretowych: Piotr Rodkiewicz i Magdalena Młochowska. Są także pełnomocnicy: mec. Zofia Gajewska i Bartosz Przeciechowski. Przypomnijmy, że tych ostatnich podczas poprzedniego posiedzenia (dotyczącego Poznańskiej 14), po ostrej wymianie zdań szef komisji wyprosił z sali.
W pierwszych minutach posiedzenia reprezentantka dwóch Francuzek mec. Gerwin zwróciła się do komisji z prośbą, aby odroczyć posiedzenie. Jako argument podała toczące się w prokuraturze śledztwo dotyczące m.in. sfałszowania testamentu dotyczącego przekazania kamienicy przy Marszałkowskiej. Z panią mecenas zgodził się Robert Kropiwnicki, poseł PO. - Nie czuję się na siłach, by zajmować się badaniem prawdziwości testamentu. Sprawą powinna zająć się prokuratura - przekonywał.
Członkowie komisji w głosowaniu odrzucili jednak ten pomysł. Uznali, że działania prokuratorskie nie uniemożliwiają przeprowadzenia przesłuchania.
Marszałkowska 43 to czterokondygnacyjna kamienica znajdująca się w atrakcyjnej lokalizacji - tuż obok placu Zbawiciela. Została zwrócona w 2010 roku, dwóm kobietom mieszkającym we Francji. Decyzję reprywatyzacyjną podpisał były wiceszef Biura Gospodarowania Nieruchomościami Jakub R. (dziś zasiada w areszcie we Wrocławiu). Po jej wydaniu nowe właścicielki przekazały prawa i roszczenia do nieruchomości bratu Jakuba R. - Adamowi, którego reprezentował znany mecenas Robert N.
CZYTAJ WIĘCEJ O HISTORII ZWROTU MARSZAŁKOWSKIEJ 43
kw/r