REPORTAŻ POCHODZI Z SERWISU TELEWIZJI TTV
Pani Elżbieta straciła pracę, popadła w długi. Żeby utrzymać swój duży dom, ratowała się kolejnym pożyczkami.
"Wziął pieniądze i zniknął"
Kiedy zobowiązania wynosiły 50 tysięcy złotych, w domu zjawili się tzw. dobrzy ludzie. Według relacji kobiety, zaufała im, bo byli kolegami syna. Twierdzili, że chcą pomóc, proponują jej wysokie stanowisko w ich firmie. Biorą dług kobiety na siebie, a ona ma go odpracować. Kobieta zgadza się na wszystko, bo potrzebuje pieniędzy. W firmie wykonuje proste prace. - Obiecywali, że będą mogła tam zarobić, że zrobię remont tego domu przy ich pomocy, że to będzie krótko trwało – relacjonuje kobieta.
I dodaje, że pewnego dnia właściciele spółki każą jej pobrać z konta 280 tys. zł. Pieniądze znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Kobieta twierdzi, że całą kwotę oddała pracodawcy, a ten oskarża ją o przywłaszczenie tych pieniędzy. - Wziął te pieniądze i zniknął – twierdzi pani Elżbieta.
Z relacji kobiety wynika, że później zaczęli ją nachodzić, nękać i zastraszać wynajęci przez pracodawcę "osiłkowie". Kobieta miała z nimi pojechać do Gdańska i tam u notariusza przekazać im swój dom. Jak twierdzi, nigdy nie dostała swojej kopii aktu notarialnego. Jak zaznacza, miała być wtedy podstępnie zmanipulowana. - To byłą cała metodologia ich działania – przekonuje pani Elżbieta.
"Jeden z najgorszych terrorów"
Później mężczyźni próbowali przejąć dom siłą. Najpierw forsowali ogrodzenie, później włamali się do domu. Według relacji rodziny pani Elżbiety, w ruch poszedł m.in. ogromny młot. Działo się to w obecności policjantów.
– Ja mam się z tego domu wynosić, bo jeżeli tego nie zrobię, to oni zdemolują cały dom na moich oczach, ja będę na to patrzeć i zrobią mi takie życie, że sprowadzą tu 30 osób, będzie się lała wóda. To jest po prostu zastraszenie mnie – mówiła Zuzanna Ziomek, córka pani Elżbiety. - To jest jeden z najgorszych terrorów, jakie widziałem. To przekracza wszelkie granice bestialstwa - mówi przyjaciel rodziny.
Rodzina nie ma zamiaru wyprowadzać się z domu. Co mówi prawo w takiej sytuacji? - Jeżeli ktoś w sposób nieuprawniony zajmuje moją własność, to ja mogę ją odebrać i państwo powinno stać na straży mojej własności. Sąd wydaje wyrok i wyrok jest egzekwowany w drodze egzekucji komorniczej. Nie natomiast poprzez siłowe rozwiązania, które są w milczącej aprobacie policji - mówi dr Łukasz Chojniak, adwokat.
Prokuratura nic nie wie
Ale mężczyźni, którzy siłą przejęli dom pani Elżbiety wyroku sądu nie mieli, nie było też komornika. Zdaniem rzecznika stołecznej policji Mariusz Mrozka, zaważyła decyzja prokuratury. - Policja postępuje zgodnie z wytycznymi prokuratury. Jest decyzja prokuratury, z którą ta sprawa była konsultowana, że te osoby mogą pozostawać na terenie posesji - przekonuje Mrozek.
Stanowisku policji kategorycznie zaprzecza prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie domniemanego wyłudzenia nieruchomości. - Powiem szczerze, że ja takiego trybu nie znam, aby prokurator mógł wydać postanowienie lub zgodę na wejście kogoś do pomieszczenia, innymi słowy legalizując właściciela w posiadaniu danej rzeczy - przekonuje Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Zostają na posesji
Policja odpowiada z kolei, że zadaniem funkcjonariuszy była ochrona osób. - Policjanci równocześnie byli tam dlatego, żeby nie doszło właśnie do naruszenia prawa, ale pod kątem naruszenia chociażby nietykalności, którejś z osób, tak aby nie doszło tam, bezpośrednio mówiąc do rozróby - twierdzi Mrozek.
Po interwencji TTV tzw. ochroniarze opuścili dom, w którym mieszka pani Elżbieta z rodziną. Wciąż jednak pozostają na posesji. Ochroniarze pełnią wartę i tylko czekają na moment, w którym pani Elżbieta opuści dom tak, aby pod jej nieobecność przejąć posesję.
Interwencję w obronie pani Elżbiety zapowiedział Piotr Ikonowicz.
WIĘCEJ MATERIAŁÓW "BLISKO LUDZI" NA STRONIE PROGRAMU
Mateusz Wróbel, "Blisko Ludzi" TTV /ran/b