Kontrolę przyprowadzili urzędnicy wojewody. Oceniali oni pracę Urzędu Mazowieckiego Konserwatora Zabytków w okresie od 1 stycznia 2009 roku do 31 grudnia 2010 roku. W tym czasie konserwatorem była zdymisjonowana niedawno Barbara Jezierska.
ZOBACZ SZCZEGÓŁOWE WYNIKI KONTROLI
Pracownicy bez doświadczenia
Wiele nieprawidłowości stwierdzono przy zatrudnianiu nowych pracowników - skontrolowano 15 naborów na stanowiska. W jednym przypadku w ogłoszeniu zabrakło opisu stanowiska, w pozostałych 14 zapisy ogłoszeń odnośnie wymagań od kandydata były niezgodne ze standardowymi regulacjami - stwierdzili kontrolujący.
W trzech ogłoszeniach pojawiły się zapisy, że kandydat na stanowisko musi mieć doświadczenie od 1 roku do 3 lat (jedno stanowisko) i do 1,5 roku (dwa stanowiska). Jak czytamy w wystąpieniu pokontrolnym: osoby z doświadczeniem większym niż 3 lata i 1,5 roku były dyskwalifikowane.
Ostatecznie w pierwszym przypadku zatrudniona została osoba z 8-miesięcznym stażem, w drugim naborze wygrała osoba z 11-miesięcznym stażem, a w trzecim przypadku zatrudniono pracownika, który nie przedstawił żadnych dokumentów potwierdzających staż pracy.
Według kontrolerów w czasie rekrutacji pojawiały się niezgodności w tych samych ogłoszeniach publikowanych w urzędzie na tablicy i na stronie biuletynu informacji publicznej Kancelarii Premiera. Na ogłoszeniu w urzędzie pojawiały się wymagania, które nie ukazały się na stronie Kancelarii Premiera.
Na etat i na umowę
Urzędnicy Wojewody Mazowieckiego wypunktowali również, bardzo często według nich, zawierane umowy zlecenia. Tylko w 2010 roku podpisano ich ponad 80. Za każdym razem, ustalony w nich zakres obowiązków powierzanych osobom spoza urzędu, pokrywał się z obowiązkami pracowników zatrudnionych na stałe (chodzi m.in. prace w sekretariacie).
Jako przykład podano wydział zabytków ruchomych. W 2009 roku pracowało w nim osiem osób, w tym połowa to byli pracownicy zewnętrzni. Rok później było już dziewięciu pracowników, z czego pięciu na umowy zlecenie. - Zleceniobiorcy wykonywali swoje zadania w godzinach pracy urzędu, podobnie jak pracownicy zatrudnieni na stałe - czytamy w wystąpieniu pokontrolnym.
Nieprawidłowości doszukano się również przy rozliczaniu umów. Kontrolerzy zauważyli brak dokumentacji wykonanej pracy. W dziewięciu przypadkach w umowie nie sprecyzowano zakresu prac - wpisano jedynie "praca bieżąca w wydziale". W pięciu przypadkach wynagrodzenie zostało wypłacone zanim zakończyła się umowa.
Urząd Konserwatora nie naliczał również kar umownych na nieterminowe wykonanie umów - podaje wojewoda.
Prawie 9 tysięcy za "usługę badawczą"
Konserwator zabytków zatrudniała też prawników, jak wynika z kontroli, ponad potrzebę. Oprócz trzech zatrudnionych na etat, było też czterech pracujących na umowę zlecenie. Jedna z umów była tak skonstruowana, że oprócz podstawowego wynagrodzenia (3 tys. zł) prawnik za reprezentowanie urzędu w sądzie dostawał dodatkowe pieniądze - stawki wahały się od 400 do nawet 700 złotych za godzinę. Jak czytamy w raporcie pokontrolnym, w ten sposób na konto kancelarii prawniczej wpłynęło dodatkowo 10 tysięcy złotych.
Wątpliwości kontrolerów wzbudził również fakt, że do faktur za obsługę prawną wystawianych comiesięcznie przez kancelarie, urząd nie dołączał jakiegokolwiek wykazu wykonanych czynności czy ilość godzin poświęconych na pracę dla urzędu.
Dodatkowo konserwator wynajmował prawników jednorazowo. I tak za poradę w zakresie prawa pracy, jeden z nich otrzymał prawie 2,5 tysiąca złotych. Rekordzistą był prawnik, który otrzymał ponad 8 tysięcy złotych za: "usługę badawczą zapisów ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami".
Podróże dla pracowników za połowę ceny
Wojewódzka konserwator dla pracowników zakupiła też legitymacje uprawniające do przejazdów z ulgą 50 procent w komunikacji krajowej – w dowolnej klasie, w pociągach.
Koszt każdej legitymacji to niecałe 500 złotych. W 2010 roku wydano na nie (40 sztuk) prawie 19 tysięcy złotych, w tym roku zakupiono już 30 sztuk za łączną kwotę ponad 14 tysięcy złotych.
Mimo tak dużej liczby legitymacji w 2010 roku, w podroż służbową udało się... pięciu pracowników. Kontrolerzy określili te wydatki jako niedopuszczalne, które w rażący sposób naruszyły zasady wydawania pieniędzy w publicznych instytucjach.
Bartłomiej Frymus//mz