Informacja o pobiciu Stasińskiego została potwierdzona przez "Gazetę Wyborczą" w środę wieczorem. Jak relacjonuje dziennik, do zdarzenia doszło w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia na terenie gminy Lesznowola.
"Straciłem przytomność"
Dziennikarz ma tam dom. W nocy wyszedł na zewnątrz, gdy zauważył, że w stronę budynku i ogrodu zaczynają spadać płonące fragmenty fajerwerków. Miały je wystrzeliwać osoby znajdujące się na sąsiedniej posesji. Z obawy przed pożarem mężczyzna interweniował. Odpowiedzią sąsiadów miała być seria wyzwisk.
Z opisu "Wyborczej" wynika, że do pobicia doszło, gdy Stasiński zapowiedział, że wezwie policję. - Kiedy odchodziłem w stronę mojego domu, z furtki sąsiadów wybiegło kilka osób. Zaczęli do mnie coś krzyczeć, szarpać i popychać. Potem dostałem dwa mocne uderzenia w twarz. Straciłem przytomność - czytamy w wypowiedzi cytowanej przez dziennik.
Dalej podano, że agresywne zachowanie nie ustało nawet wtedy, gdy mężczyzna leżał już na ziemi.
Śledztwo
Stasiński trafił do szpitala. Tuż po pobiciu na miejscu zdarzenia zjawił się patrol policji, jednak nie udało się od razu zidentyfikować podejrzanych. "Gazeta Wyborcza" informuje, że ich tożsamość została ustalona dopiero po oficjalnym złożeniu zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dziennikarz dołączył do niego wyniki obdukcji. Odniósł między innymi poważne obrażenia twarzy.
- Postępowanie w kierunku pobicia prowadzi policja w Lesznowoli pod nadzorem prokuratury w Piasecznie. Trwają czynności mające na celu ustalenie wszystkich okoliczności zdarzenia - mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Zatrzymania po incydencie na patelni
Autorka/Autor: kk/pm
Źródło: "Gazeta Wyborcza"/PAP/tvnwarszawa.pl