Jak działał Artur B.? Znajomości zawierał głównie przez internet. Zranione przez niego kobiety twierdziły, że wzbudzał zaufanie. Ufały mu tak bardzo, że brały kredy, a pieniądze oddawały ukochanemu.
Pediatra na pieczątce
Z materiałów spraw wynika też, że mężczyzna często zmieniał tożsamość, posługiwał się sfałszowanymi nazwiskami i podrobionymi dokumentami. Wiadomo też, że korzystał z pieczątki "Lekarz Pediatra". Do czasu.
Wystawiono za nim kilka listów gończych. Ścigali go policjanci i prokuratorzy z Krakowa, Gdańska, Iławy i Warszawy. To właśnie stołeczni funkcjonariusze złapali Artura B. Sierżant Bartłomiej Koziara i aspirant Maciej Świderski schwytali „Tulipana" w... Częstochowie.
14 zarzutów z Woli
Siedzieli właśnie w aucie na parkingu, gdy mężczyzna wyszedł na chwilę w kapciach z pobliskiego bloku. Natychmiast postanowili działać. Zatrzymali go i wezwali na miejsce miejscowych policjantów. W mieszkaniu „Tulipana" znaleźli skradzione na warszawskiej Woli: telefon komórkowy oraz kartę bankomatową. Zabezpieczono też 1.1 tys. zł.
Artur B. trafił do aresztu w Częstochowie. Teraz śledczy z poszczególnych jednostek, które go poszukiwały postawią mężczyźnie zarzuty. Prawdopodobnie usłyszy ich aż 50. Pierwsze usłyszy w Krakowie, później zostanie przewieziony do Warszawy. Tylko śledczy z Woli przedstawią mu łącznie 14 zarzutów. Zarzuty dotyczyć będą oszustw, przywłaszczenia i płatnej protekcji. Zatrzymanemu grozi do 8 lat więzienia.
ran
Źródło zdjęcia głównego: | PAP, Przegląd Sportowy