Urzędnicy podsumowali pierwsze 10 dni funkcjonowania nowego systemu odbioru śmieci w całym mieście. - Średnio w ciągu dnia dostajemy 300 zgłoszeń od mieszkańców. W sumie otrzymaliśmy 3022 zgłoszenia – podsumowuje Agnieszka Kłąb z biura prasowego ratusza.
Znakomita większość (2722 przypadki) dotyczy dzielnic, które przystąpiły do nowego systemu z początkiem sierpnia.
Najgorzej na Białołęce
Przypomnijmy, 1 sierpnia włączono do niego Bemowo, Białołękę, Bielany, Mokotów, Ochotę, Targówek, Ursus, Włochy, Wolę, Żoliborz. Wcześniej zostały nim objęte Praga Południe, Praga Północ, Śródmieście, Rembertów, Ursynów, Wawer, Wesoła i Wilanów.
Najczęściej zgłaszanym problemem są przepełnione kosze, odbiór odpadów niezgodnie z harmonogramem lub brak koszy w altankach śmieciowych.
Najgorzej sytuacja wygląda na Białołęce, gdzie było 575 skarg. Drugie miejsce w niechlubnej klasyfikacji zajmują Bielany (439 zgłoszeń), a na trzecim znalazł się Targówek (305 zgłoszeniami). Wszystkie trzy dzielnice obsługuje Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania. Skargi dotyczące usług miejskiej spółki stanowią aż 90 procent zgłoszeń.
Zamawiają dodatkowe śmieciarki
Najbardziej niezadowoleni są mieszkańcy domów jednorodzinnych. Zgodnie z harmonogramem odpady z ich śmietników odbierane się raz na dwa tygodnie. Ich zdaniem to zdecydowanie za rzadko. Ale urzędnicy przekonują, że częstotliwości zwiększyć się nie da.
– Firmy odbierające odpady na nasze zlecenie działają według zapisów umowy i ona przewiduje odbiór odpadów z domów jednorodzinnych raz na dwa tygodnie – mówi Jolanta Krzywiec, dyrektor miejskiego biura gospodarowania odpadami.
Mieszkańcy mają dość walki o częstsze opróżnianie koszy i postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Płacą za dodatkowy wywóz odpadów przez inne firmy. Śmieciarki przyjeżdżają w te tygodnie, kiedy nie pojawiają się wozy firmy wybranej przez miasto.
- Mamy już podpisanych prawie tysiąc umów. Są to domki jednorodzinne. Najwięcej umów jest na Białołęce i w Wilanowie – przyznaje Wojciech Byśkiniewicz z firmy BYŚ. – U mnie płacą za usługę około 50 złotych. Miastu płacą 40 złotych. Sumując wychodzi im miesięcznie tyle, ile płacili przed rewolucją śmieciową, kiedy odpady były wywożone co tydzień – wylicza.
Miasto: to nasze śmieci
Dyrektorka biura gospodarowania odpadami jest zdziwiona taką sytuacją. Jej zdaniem, to niezgodne z prawem. - To miasto jest właścicielem odpadów i jest odpowiedzialne za ich odbiór. Kontrolujemy też ich zagospodarowanie. Moim zdaniem, nie może być tak, że mieszkańcy na własną rękę zlecają wywóz odpadów innej firmie, niż przez nas wyłonionej w przetargu – przekonuje Jolanta Krzywiec.
O interpretację przepisów poprosiliśmy Ministerstwo Środowiska. Do momentu publikacji, nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Zamieszanie wokół przetargu
Warszawa rozstrzygnęła przetarg na odbiór i zagospodarowanie odpadów na początku września 2013 r. Władze stolicy zdecydowały wówczas, że śmieci w stolicy będą odbierać od lutego 2014 r. trzy firmy: Lekaro, Sita oraz MPO. Miasto podzielono na dziewięć obszarów, z czego najwięcej, bo pięć, przypadło MPO. Od tego odwołały się dwie firmy, które przetarg przegrały: Byś i Remondis. Obie odwołały się tylko od wyboru MPO, ponieważ startowały do tych samych rejonów, co miejskie przedsiębiorstwo.
W swoich odwołaniach obaj przegrani zarzucili miastu, że wybrało w przetargu miejską spółkę, mimo że ma stratę i nie ma wymaganego doświadczenia w zakresie zagospodarowania odpadów. Obie firmy twierdzą też, że MPO zaoferowało rażąco niską cenę. Sprawa trafiła do sądu.
Ogłoszenie decyzji sądu
Bartłomiej Frymus, b.frymus@tvn.pl /b
Źródło zdjęcia głównego: TVN24