Pierwszą połowę oba zespoły zaczęły dość spokojnie. Na murawie wiało nudą, brakowało strzało, a składnych akcji było jak na lekarstwo. Gra poprawiła się po kwadransie - obie drużyny przyspieszyły i w końcu postanowiły ruszyć na bramkę rywali. Brakowało jednak skuteczności, a dogodne sytuacje marnowali na potęgę Bartosz Ślusarski z GKS-u oraz Jakub Kosecki z Legii.
Ślusarski uciszył Legię
Gdy wydawało się, że na przerwę obie ekipy zejdą z rezultatem bezbramkowym, przebudził się Ślusarski. Napastnik z Bełchatowa z kilku metrów trafił do siatki po dobrym podaniu Michała Maka.
Gol do szatni musiał mocno zirytować Henninga Berga, gdyż jeszcze przed rozpoczęciem drugiej połowy szkoleniowiec Legii postanowił przemeblować skład i zmienił aż trzech piłkarzy. Desperackie ruchy nie przyniosły jednak oczekiwanego efektu. Legia przez wiele minut biła głową bełchatowski mur i nie potrafiła poważnie zagrozić bramce Arkadiusza Malarza.
Modlitwa Berga
Co prawda, mistrz Polski nie schodził przez większość drugiej odsłony z połowy GKS-u, ale miał za to ogromne problemy z przedostaniem się w pole karne. Bełchatowianie ze stoickim spokojem rozbijali ataki nacierających rywali 30-40 metrów od bramki. Legii wyraźnie brakowało kreatywności takich piłkarzy, jak Miroslav Radović czy Ondrej Duda, którzy nawet nie usiedli w tym meczu na ławce.
Warszawianie zaczęli obronę tytułu od sensacyjnego blamażu, a Berg musi się już chyba modlić, by jego ryzyko opłaciło się w rewanżu z St. Patrick's Athletic. Jeżeli Legia nie poradzi sobie z Irlandczykami, to norweski trener już niedługo będzie musiał szukać pracy.
Legia Warszawa - GKS Bełchatów 0:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Bartosz Ślusarski (45+1)
Źródło zdjęcia głównego: Bartłomiej Zborowski /PAP